wtorek, 30 grudnia 2014

Czas coś napisać

Witajcie!
Wreszcie uznałam, że coś napiszę, jako że jest dzień przed Sylwestrem, no i zaraz Nowy Rok, więc w tym starym można by coś naskrobać.
Zacznę może od tego, że wreszcie jestem posiadaczką iPhona 6. Jak to się stało? Nie będę opowiadać, ja sama się tego nie spodziewałam. Poza tym nie dzieje się chyba nic szczególnego. Przyjechał do mnie ten Agent nazywany Konradem, pierwsze pół roku minęło bardzo pracowicie, no i w sumie teraz chyba będzie z górki. A poza tym, to... Nie no, nie będę nic zapeszać, więc na razie tutaj tego nie opiszę. Przepraszam, że tak krótko, ale jakoś mi brakuje weny.
Pozdrawiam.
A.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Nocna wena

Witajcie.
Nie wiem ile napiszę z racji późnej pory, ale mrże chociaż kilka słów.
Piszę z iPada, bo w laptopie coś net nie chce chodzić, ale to nieważne.
Jedenastego listopada oglądałam film pod tytułem "Katyń" i możecie wierzyć lub nie, ale płakałam jak dziecko. Ja naprawdę jestem wyrozumiała, ale tego jak ci ludzie zostali zamordowani, tak brutalnie, bez serca nigdy nie zrozumiem. Tak jak powiedziałam, ja jestem wyrozumiała, ale tego nie zrozumiem. Tak samo jak nie zrozumiem faktu, że młeda szesnastoletnia dziewczyna, która niczemu nie zawiniła została zabita przez rosyjskiego żołnierza na początku I wejny światowej. I za co? Za to tylko, że broniła swoją czystość, za to, że nie dała się zgwałcić. To boli, strasznie boli. Nie pojmuję jak ludzie - i w tamtych czasach i dziś - mogą być tacy okrutni, megą mieć w sobie tyle nienawiści. Przecież to nie tylko boli mnie... Nas... Tak sobie myślę, może pójdę na za wysokie tory, ale... co musiał, musi czuć Bóg? Pan Jezus, który patrzy na to wszystko z góry? Przecież... On umarł za nasze grzechy. I za co to wszystko? Za co? Mówiąc o tej dziewczynie, miałam na myśli błogosławioną Karolinę Kózkównę. Nie wiem, czy ktokolwiek z moich czytelników coś o niej słyszało. Jeśli nie, polecam się zagłębić w tą niezwykłą historię.
To chyba na tyle. Przepraszam za te refleksje, ale nie umiałam się powstrzymać.
Pozdrawiam bardze serdecznie.
A.

wtorek, 4 listopada 2014

Brak weny i co jeszcze

Witajcie. Przyszedł czas, by znowu coś napisać. Nie napiszę dużo, bo - jak napisałam w temacie - brak mi weny. Mówiąc szerzej, na nic nie mam ostatnio weny i to jest najgorsze. Strasznie coś chcę napisać, ale nie mogę. Nie obraziłabym się, gdyby ktoś mi podsunąl jakiś pomysł.  Niekoniecznie coś kryminalnego, chociaż kryminalne rzeczy też są fajne, ale... Chodzi mi o coś bardziej życiowego. Usiłuję coś napisać już od długiego czasu, bo od dobrych dwóch miesięcy, ale nic mi z tego nie wychodzi. Jedyne, co mnie cieszy, to fakt, że na śródokres oceny są naprawdę dobre i nie mam, na co narzekać. Szkoda, że w liceum mi tak dobrze nie szło. :D Nauczyciele byliby zachwyceni. :D Są trójki, czwóreczki, nie ma żadnej dwójeczki z tego, co się orientuję, tak więc jest dobrze. :) Mówiam, że sobie poradzę.
OK, kończę. Pozdrawiam wszystkich moich czytelników, licząc na komentarze z pomysłami.
Tęskni za moją friend, ale mimo wszystko żyjemy dalej. Odliczam do siedemnastego. :)

poniedziałek, 20 października 2014

Jak to jest w Laskach?

Witajcie! Czas coś napisać, jako że znowu zaniedbałam czytelników. Nauka, nauka, nauka, na to człowiek nic nie poradzi. Przedmioty dziwne, jak już wiecie z poprzedniego posta, ale da się żyć. Najgorsze z tego wszystkiego jest pisanie na klawiaturze, bo piszemy czasami, a właściwie niemal zawsze takie bzdury, że gorszych chyba się nie da. Dzisiaj na przykład pisaliśmy coś o rejestracji, co było tak poplątane, a jednocześnie tak głupie, że brak słow. Jedyny tekst jaki mnie ciekawił, to o applewis.com, o ile dobrze napisałam. Jest to strona, gdzie są aplikacje podzielone poziomem dostępności, żebyśmy nie tracili pieniędzy, znaczy użytkownicy apple na aplikacje, które nie będą dostępne dla VoiceOvera. Aż go sobie wzięłam i zapisałam na pendrivie, bo tekst jest genialny, aż poniżej Wam go wkleję, może kogoś zainteresuje. To, co mnie się w tej szkole bardzo podoba, to to, że uczy samodzielności i jest taka otwarta na potrzeby uczniów. No i z ocenami jest fajnie, bo nawet jak się czegoś nie zaliczy, a się to poprawi, to potem liczy się ta lepsza ocena, nie wiem jak jest w liceum, ale na studium tak jest, a u nas w Owińskach tak nie było. Poza tym wszystkim... Cóż, problemy, problemy i jeszcze raz problemy. Niestety, od tego nie ucieknę, chociażbym bardzo chciała. Jutro będę rozmawiać z panią psycolog, nie wiem na ile mi pomoże ta rozmowa, ale... może... Sama już nie wiem. Teraz mam takiego doła, że jakaś masakra, najchętniej bym się zamknęła gdzieś i płakała, płakała, płakała. Tylko pytanie jest jedno, czy ja mam łzy? Czy jestem w stanie płakać? Ja już nie mam siły. Niby zaczynam się odradzać, ale... ale... No właśnie, tutaj pojawia się małe ale. I nie, ja wcale nie chcę narzekać. Tylko mówię to, co czuję. Właściwie to poza orientacją to żadnych dodatkowych zajęć nie mam, mam plan całkiem luźny. Na Sieciach i Systemach komputerowych sobie pięknie liczymy, zamieniamy liczby z systemu dziesiętnego na binarny (dwójkowy), ósemkowy, szesnastkowy i odwrotnie, potem z dwójkowego na ósemkowy, z ósemkowego na dwójkowy i tak dalej i tym podobne. Całkiem fajne, chociaż na dłuższą metę, to żmudna praca. Na Oprogramowaniu Powiększających aktualnie mówimy o soczewkach, ogniskowych i takich tam, wcześniej było o oku. Na Technikach Brajlowskich bawimy się w drugkownie, ale nie tylko w brajlu, ale też litery czarnodrukowe na takiej drukarce, co się Tiger nazywa, o ile poprawnie napisałam, bo wymawia się Tajger (wiecie, jak ten napój energetyzujący) i powiem Wam, że wychodzą dziwne rzeczy. Dzisiaj na przykład litery greckie nam się dziwnie drukowaly, bo o ile same litery drukowały się dobrze, o ile to jak się je wymawia drukowało się źle. Cuda na kiju jak ja to mówię. Dzisiaj pani stwierdziła, że ściana jest w powietrzu, bo coś tam tłumaczyła o obiektywie, soczewce czy czymś takim i w ogóle, niee, jakaś porażka. No i to na ten moment tyle, nie chcę pisać referatów, bo to nie o to chodzi. Trzymajcie się. A poniżej tekst, o którym wspominałam powyżej. Pozdrawiam wszystkich moich wiernych czytelników.


AppleVis, czyli społeczność niewidomych użytkowników systemu iOS



System, z jakiego korzystaja nowe urządzenia Apple



już od pewnego czasu posiada mechanizmy ułatwiające korzystanie z niego niepełnosprawnym. Jednym, z takich



usprawnień jest czytnik ekranu VoiceOver, umożliwiający osobom z dysfunkcją wzroku korzystanie z telefonów,



tabletów czy odtwarzaczy muzycznych firmy z Cupertino.



Oprócz udżwiękawiania samego systemu, VoiceOver potrafi



współpracować z większością dostępnych na urządzenia Apple aplikacji, o ile twórca postąpił zgodnie ze stosownymi



wytycznymi i uwzględnił dostępność przy tworzeniu swojej aplikacji. Autorzy programów,, jak wiadomo są różni, jedni



cenią sobie możliwość dotarcia do szerokiej grupy użytkowników, inni nie przejmują się tym zbytnio i zaniedbują



rozwiązania dostępnościowe. Zważywszy na to, że część aplikacji w AppStore to programy płatne, warto przed zakupem



wiedzieć, czy są warte swoich pieniędzy, krótko mówiąc, czy jako niewidomi będziemy w stanie z nich skorzystać.



Oczywiście, jeśli dana aplikacja nie będzie współpracowała z VoiceOverem możemy zażądać zwrotu pieniędzy, jednakże



to kolejna procedura, którą należy przejść, a nie każdy ma na to czas i chęci.



Dobrym pomysłem byłoby zatem



stworzenie bazy dostępnych, średnio dostępnych, a także niedostępnych aplikacji dzięki której, przed instalacją



danego programu na nasze nadgryzione, mobilne urządzenie wiemy, czego mniej więcej możemy się spodziewać. I tu



przechodzimy do sedna sprawy, mianowicie do serwisu www.applevis.com który jest właśnie taką bazą, a przy okazji



serwisem społecznościowym, skupiającym niewidomych użytkowników iOS?a z całego świata. Strona, stworzona w języku



angielskim, umożliwia przeglądanie katalogu aplikacji, jakie zostały zgłoszone przez użytkowników. Wchodząc w opis



danego programu możemy dowiedzieć się, czy jest on dostępny, a jeśli tak, to w jakim stopniu przy użyciu VoiceOver.



Oprócz tego, do dyspozycji mamy wygodny filtr, dzięki któremu możemy przeglądać bazę danych, np. w poszukiwaniu



darmowej, dobrze dostępnej gry, którą uruchomimy na wszystkich urządzeniach z systemem iOS. Oprócz katalogu



aplikacji, do dyspozycji użytkowników oddano forum dyskusyjne oraz materiały instruktażowe w formie artykułów i



podcastów.



Applevis to serwis typowo społecznościowy, co oznacza, że każdy może dorzucić swoją cegiełkę. Jeśli



rozważamy częstszą aktywność warto się zarejestrować, dzięki czemu np. nasze recenzje aplikacji bedą publikowane od



razu, w przeciwnym wypadku, konieczna będzie ich akceptacja przez moderatora.



To już nie pierwszy serwis, który



pokazuje, że w grupie siła i wzajemna pomoc. życzymy powodzenia mając przy okazji nadzieję, że z czasem i polska



społeczność niewidomych użytkowników nadgryzionego jabłka będzie sobie wzajemnie pomagać w podobny sposób.

sobota, 20 września 2014

Po długiej przerwie. Kilka słów o nowym miejscu pobytu

Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Na samym początku przepraszam moich wiernych czytelników za to, że w moim blogowaniu nastąpiła tak długa przerwa, ale złożyło się na to wiele okoliczności. Takągłówną jest rozpoczęcie nauki w nowej szkole, w Laskach koło Warszawy. Generalnie rzecz ujmując bardzo mi się podoba. Mam takie przedmioty jak PNK, czyli Pisanie Na Klawiaturze, TB, czyli Techniki Brajlowskie, ASO (Administrowanie Systemami Operacyjnymi), SISK (Sieci i systemy komputerowe), OP (Oprogrogramowanie Powieszkające), UM (Urządzenia Mowiące) i chyba coś jeszcze, ale nie pamiętam. No i trzy godziny wuefu tygodniowo, to znaczy dokładnie w czwartek, czterdzieści pięć minut basenu i dwugodzinną orientację. Także planu napiętego nie mam, ale klimatyzacja trochę trwała. Muszę dodać, że jestem jedyną dziewczynąw klasie na pięciu chłopaków, co jest dość drażniące, ale myślę, ż jszcz jakiśczas i wreszcie się przyzwyczaję. Poza tym od dwudziestego siódmego sierpnia jestem użytkownikiem IPada Air szesnastka z projektu Wsparcie Niewidomych Na Rynku Pracy i bardzo sięcieszę. Kolejnym moim elementem zainteresowań jest klawiatura Apple i Iphone. Teraz, jeśli mam IPada, to mogę tak haha. No i to na ten moment tyle. W pokoju jestem z Kasią i z Izą, czyli tak jak chciałam, no i to chyba na sero na tyle. Wychowawczynie mamy bardzo fajne, jedna to siostra Aleksandra, ale jest naprawdę genialna. Nie sądziłam, że siostry mogą być tak wyluzowane, przynajmniej te, które ja poznałam. OK, kończę.
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za tą długą przerwę.

czwartek, 14 sierpnia 2014

"Tęsknię, tatusiu"

To jest moje w ostatnim czasie napisane opowiadanie. Od niego nie napisałam na razie nic więcej, co nie zmienia faktu, że coś mi chodzi po głowie od kilku dni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ci, którzy znają mnie bardziej zrozumieją, że ten tekst ma dwa znaczenia, to drugie dość ukryte, powiedziałabym, że sprytnie, ale jednak jest. Życzę miłej lektury i liczę na komentarze. :)

„Tęsknię, tatusiu”
Stałam przed lustrem, udając, że interesuje mnie moje własne odbicie. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Myślałam o rodzicach. Mamę widziałam tylko wieczorami, gdyż wcześniej pracowała. Tak było od dziecka. Kiedy byłam mniejsza, opiekowała się mną babcia, ale niestety zmarła, kiedy miałam dziesięć lat i od tamtej pory muszę radzić sobie sama. Taty nie miałam w ogóle. Właściwie miałam, ale nigdy go nie widziałam. Kiedy próbowałam poruszyć ten temat z mamą, albo zbywała mnie milczeniem, albo pytała o szkołę. Tak było zawsze. Po jakimś czasie przestałam pytać, jednak tęsknota za ojcem, którego nigdy nie znałam znowu powróciła. Postanowiłam dzisiaj nie odpuścić i wyciągnąć z mamy prawdę.
- Annabeth, wróciłam! - usłyszałam nagle jej wołanie.
Rzuciłam okiem na zegar wiszący na ścianie. Była ósma wieczorem. Westchnęłam i poszłam się z nią przywitać.
- Cześć, mamo.
- Cześć, córeczko. Jak minął tobie dzień?
- Jak zawsze tak samo - odparłam. - Mamo, nie mogłabyś któregoś dnia się zwolnić i chociaż jednego dnia mi poświęcić? Tęsknię za tobą. Matki moich ruwieśników jakoś znajdują dla nich czas, a ty? Od dziecka dorastam sama. Byłam w okresie dojrzewania, męczyłam się z tym sama. Jestem w okresie buntu i co? Męczę się z tym sama!
Mój głos nieznacznie się podniósł, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Wyrażałam teraz żal jaki odczuwałam.
- Rano wychodzę do szkoły, wracam do domu, a ciebie nie ma. Zakuwam do późnej nocy, a ty w ogóle się tym nie przejmujesz! A o tacie nawet nie chcesz słyszeć! Nie pomyślałaś, że chciałabym poznać prawdę? Nie jestem już małą dziewczynką, do cholery! Mamo, mam szesnaście lat! Chcę poznać prawdę! Chcę mieć prawo wypowiedzenia się!
Kobieta patrzyła na mnie wyraźnie zszokowana i lekko przestraszona moim wybuchem.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, kochanie. Bardzo bym chciała, ale nie mogę.
- Dlaczego? - zapytałam. - Podaj mi chociaż jeden konkretny argument.
- Doznałabyś wstrząsu. Mogłabym cię stracić. A tego nie chcę.
- Nie chcesz? - spojrzałam jej prosto w oczy. - Przecież nie ma cię całymi dniami, więc to, czy wracasz do pustego domu, czy do mieszkania, w którym ktoś jest nie powinno ci robić różnicy.
Byłam tak rozgoryczona i rozżalona, że ledwo miałam kontrolę nad własnymi słowami.
- Annabeth, proszę, przestań… - głos miała spokojny, ale wiedziałam, że moje słowa ją zabolały.
- Co mam przestać? Mam przestać mówić to, co czuję? Mam nie mówić prawdy?
Obie przez chwilę milczałyśmy. Ja w końcu opadłam na krzesło zrezygnowana.
- Chcę tylko poznać prawdę. Czy to tak wiele? Jeżeli mi nie powiesz, sama się dowiem. Nie żartuję. Pragnę poznać mojego tatę. Nawet nie wiem jak ma na imię, jak wygląda... Nic nie wiem.
Głos nieznacznie mi drgnął.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, córeczko. Wybacz - moja matka nadal przystawała przy swoim.
- Dobrze - westchnęłam pokonana. - W takim razie dojdę do prawdy sama. Znowu sama. W porządku, przywykłam.
Odwróciłam się i pobiegłam do swojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Nienawidziłam całego świata.
*     *     *
  Następnego dnia, kiedy mama wyszła do pracy, postanowiłam dokonać przestępstwa. Nigdy nie lubiłam grzebać w niczyich rzeczach, w mojej mamy zwłaszcza, jednak tym razem nie miałam innego wyboru. Przeszukałam szafkę, komodę, biurko, nawet zajrzałam pod łóżko, lecz nie znalazłam niczego, co by mogło zwrócić moją uwagę. Zrezygnowana udałam się do kuchni, jednak tam również nic nie znalazłam. W desperacji zajrzałam do piekarnika i aż mi szczęka opadła. Tuż przy ścianie leżała dość gruba koperta pełna listów. Odkąd sięgałam pamięcią owy piekarnik nie działał, jednak mama nigdy nie pozwoliła go wynieść na złom. Już teraz wiedziałam dlaczego. Usiadłam przy stole kuchennym i drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę. W środku były trzy listy i druga koperta. To ona była najgrubsza. Wzięłam do rąk jeden z trzech.
„Droga Sally,
Tak bardzo chciałbym zobaczyć naszą małą Beth, ale obawiam się, że nie dam rady przyjechać. Starzeję się. Przykro mi, że tak wyszło. Gdybym wiedział, nigdy bym się na to nie zgodził. Proszę, wybacz mi. Twój na zawsze oddany Wiliam”.
Nie rozumiałam. Na co nigdy by się nie zgodził? Co moja mama powinna mu wybaczyć? Patrzyłam na te litery, czując ukłucie w sercu. Pisał identycznie jak ja teraz. Sięgnęłam po drugi list.
„Kochany Wiliamie,
Nie mam Ci czego wybaczać. To nie jest Twoja wina. Nikt nie mógł tego przewidzieć. To ja przepraszam, że nie ma mnie przy Tobie, chociaż wiem, że powinnam być. Zwłaszcza teraz. Beth zrobiła się jakaś dziwna, nie umiem sobie z nią poradzić. Nie wiem już co robić. Odwiedzę Cię któregoś dnia. Twoja Sally”.
List odłożyłam, czując złość. A więc tak! Ona mogła go odwiedzać, a ja nie? Wszyscy wszystko wiedzieli, tylko nie ja! Ze mną dzieje się coś dziwnego? Oczywiście, skąd masz wiedzieć, skoro siedzisz całymi dniami w pracy! Wstałam i zaczęłam nerwowo przemieszczać się po kuchni. W końcu ponownie usiadłam, postanawiając przeczytać ostatni list, który okazał się być od mojego taty.
„Najdroższa Sally,
Dziękuję za Twoje odwiedziny. Co do Beth, mam nadzieję, że zastosowałaś się do mojej rady i zaczęłaś poświęcać jej więcej czasu. Nie powinnaś jej zaniedbywać, zwłaszcza teraz, kiedy jest w okresie buntu, gdy najbardziej potrzebuje matki. Życie, to nie tylko praca. Zawsze Ci to powtarzałem. Proszę Cię, nie skrzywdź jej, tak jak Twoi rodzice Ciebie. Ona na to nie zasłużyła. Kocham Was. Twój Wil”.
Ten list przeczytałam trzy razy i za każdym razem w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Dlaczego nigdy go nie poznałam? Dlaczego bardziej rozumiał moje położenie ojciec niż matka? Dlaczego to wszystko wyglądało tak jak wyglądało? Z westchnieniem wstałam i odłożyłam kopertę na miejsce. Było tak, jakby nikt jej nie otwierał.
„To się nazywa precyzja – pomyślałam”.
*     *     *
- Mamo, możemy porozmawiać? – spytałam, kiedy tylko się pojawiła.
Nawet nie pozwoliłam jej się rozebrać. Chciałam wiedzieć wszystko.
- Oczywiście – usiadłyśmy w pokoju. – O co chodzi?
- O tatę. O mnie, ciebie i tatę – odpowiedziałam. – Dlaczego nie mogłam go zobaczyć? Dlaczego ty mogłaś, a ja nie? Dlaczego on był jedyną osobą poza babcią, która mnie rozumiała? Dlaczego nie dostosowałaś się do jego rady? Dlaczego nie poświęcisz mi choćby jednego dnia? Mamo, czy tak trudno jest powiedzieć szefowi, że masz w domu córkę, która też cię potrzebuje? Co miały znaczyć słowa, że on cię nie ma za co przepraszać? Co zrobili twoi rodzice? W ogóle o co w tym wszystkim chodzi?
Patrzyłam na nią wyczekująco, jednak moja mama była chyba w zbyt głębokim szoku.
- Czy… Czytałaś… - stwierdzenie, nie pytanie.
- Tak, czytałam – odpowiedziałam spokojnie. – Czytałam i chcę poznać prawdę.
- Dobrze – westchnęła pokonana. – Przynieś tą kopertę, wszystko ci opowiem.
Posłusznie poszłam do piekarnika po listy. Wreszcie miałam czegoś się dowiedzieć. Gdy wróciłam do pokoju, mama zgasiła telewizor. Usiadłam.
- Kiedy się urodziłaś, dowiedzieliśmy się, że twój tata jest bardzo ciężko chory. Już wtedy dużo pracowałam, dlatego ta wiadomość bardzo nas wszystkich zmartwiła. Ani ja ani tata nie chcieliśmy, żebyś patrzyła jak z każdym dniem uchodzi z niego życie, dlatego postanowiliśmy, że zamieszkamy w różnych częściach miasta. On zamieszkał w Vauxhall,  ja zostałam tutaj. Mijały lata, a ja, jeśli tylko mogłam, odwiedzałam Twojego ojca. Bardzo się kochaliśmy i oboje marzyliśmy o dziecku, jednak jego choroba zrujnowała nam życie. Od tamtej pory zaczęłam pracować jeszcze więcej, żeby nie myśleć o tym, że Wiliam – mój mąż, a twój tata umiera.
Zamilkła na moment. Ja czekałam cierpliwie na ciąg dalszy.
- Myślałam, że pracując jakoś sobie ulżę, będzie mi łatwiej. Niestety nie. A najgorzej było, kiedy wracałam, a ty mnie o niego pytałaś. Nie mogłam ci powiedzieć. Bałam się twojej reakcji.
Zaległa cisza, a ja czułam się tak, jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi.
- Czy tata… Czy on… - głos uwiązł mi w gardle.
- Przykro mi, Beth.
To wystarczyło. Poczułam jak grunt usuwa mi się z pod nóg. Tata umarł, a ja… A mnie nie pozwolono go zobaczyć. Zaczęłam płakać. Płakałam tak, jak jeszcze nigdy i nie docierały do mnie żadne słowa pociechy, chociaż mama usiłowała mnie uspokoić.
- Proszę cię, Beth, tak mu nie pomożesz. Powinnaś zobaczyć coś jeszcze.
Wskazała na coś, czego na początku przez łzy nie widziałam. Z trudem spojrzałam na to coś, czym okazała się być druga koperta. Drżącymi rękami ją rozerwałam. W środku znalazłam dość obszerny list i plik banknotów. Dostrzegłam, że mama wpatrzyła się w telewizor, udając, że coś ją bardzo w nim interesuje. Wiedziałam, że zrobiła to tylko po to, bym mogła w spokoju przeczytać list.
„Moja ukochana córeczko,
Nie wiem, kiedy ten list trafi do Twoich rąk. Jeśli stanie się to, zanim umrę, to proszę, przekonaj mamę, żeby pozwoliła Tobie mnie odwiedzić. Jeżeli będzie to po mojej śmierci, to przeczytaj uważnie poniższe słowa.
    Widziałem Cię tylko kilka razy. Jak byłaś bardzo malutka i może troszkę starsza. Pewnie tego nie pamiętasz. Byłaś taka słodka, kiedy biegłaś do mnie, nieświadoma tego, że jestem chory. Nie przerażał Cię nawet mój wygląd. Byłaś tylko dzieckiem, więc miałaś prawo niczego nie rozumieć. Po jakimś czasie przestałem Cię odwiedzać. Nie miałem siły. Lekarze wciąż usiłowali mnie ratować, ale ja już miałem dość wszelkich operacji, badań, które były na nic. Jedyne, czego pragnąłem to umrzeć.
  Mama opowiadała mi jak rośniesz, jak się rozwijasz, chociaż z tego co było mi wiadomo, więcej wiedziała od wychowującej Cię babci niż sama widziała. Pracowała całymi dniami, chociaż tłumaczyłem jej, że przede wszystkim powinna się opiekować Tobą. Przecież pieniędzy jej nie brakowało, obie miałyście wszystko. Ale ona była uparta jak Twoi dziadkowie, którzy robili tak samo. Zostawiali małą Sally pod opieką niańki, a sami szli do pracy. Miałem nadzieję, że ona taka nie będzie. Jednak się myliłem. Gdyby nie moja choroba, bylibyśmy pewnie teraz szczęśliwą rodziną, jednak niestety, los chciał inaczej.
  Wiem, że nigdy mnie nie poznałaś, jednak proszę, mimo wszystko nigdy o mnie nie zapomnij.
Kocham Cię.
Twój zawsze Cię kochający tata.
PS. W kopercie zostawiam Ci plik banknotów. Mama opowiadała mi o Twoim największym pragnieniu. Niech ono nie będzie tylko marzeniem. Niech się spełni. Bądź najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi”.
Drżącą ręką odłożyłam list.
- Mamo… - wyszeptałam. – Dlaczego mi nigdy nie powiedziałaś?
- O czym? – zaskoczona odwróciła się w moją stronę.
- O dziadkach? Że byli tacy okrutni? No i o wszystkim?
- Nie chciałam cię martwić.
Kiwnęłam głową, schowałam list do koperty z banknotami.
- Mogę odwiedzić grób taty? – zapytałam. – Gdzie on się właściwie znajduje?
- Zawiozę cię – odezwała się mama cicho.
Pół godziny później znalazłyśmy się na miejscu, mama podprowadziła mnie do grobu, poczym oddaliła się, żeby mogła zostać z nim sama. Uklęknęłam, wpatrując się w krzyż.
- Tato… - Mój głos brzmiał dziwnie obco. – Przeczytałam Twój list. Dopiero dzisiaj… Nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Nawet nie pamiętam jak wyglądasz. Jedynie wiem, że mam charakter pisma po Tobie. Cieszę się, bo miałeś naprawdę ładne pismo. Żałuję, że Cię nie zobaczyłam. Tak bardzo Cię potrzebowałam… I nadal potrzebuję… Wiem, że patrzysz na mnie z góry… Wiem, że… bardzo mnie kochałeś… Że próbowałeś mi pomóc na odległość… Dziękuję…
Głos mi się załamał, zaczęłam płakać. Mimo łez spływających po twarzy strumieniami kontynuowałam dalej:
- Bardzo cię kocham. Tak bardzo, że nie umiem tego opisać. Nie mam żalu do ciebie. Mam tylko żal do mamy o to, że nigdy mi nie powiedziała. Gdyby zrobiła to wcześniej, może jeszcze zdążyłabym cię zobaczyć. A tak? Teraz tylko mogę patrzeć w niebo, wypatrywać cię wśród gwiazd. Wiem, że gdzieś tam jesteś i na pewno jesteś szczęśliwy. Dziękuję ci za to, że chociaż cię przy mnie nie było ciałem, to zawsze byłeś duchem. I dziękuję… za spełnienie mojego marzenia. Żałuję, że nie pojedziesz tam ze mną… Zawsze chciałam, żebyś… pojechał razem ze mną… Po prostu dziękuję ci za wszystko.
Odwróciłam się, usiłując zapanować nad kolejną falą łez.
- Jeszcze kiedyś cię odwiedzę. Obiecuję. Żegnaj, tatusiu.
Podeszłam do mamy. Obie w milczeniu wróciłyśmy do domu. Tej nocy długo nie spałam, myśląc o tacie. W końcu nad ranem zasnęłam, a ostatnie, co przemknęło mi przez myśl, to: „Tęsknię, tatusiu”.

Po prawie miesięcznej przerwie wielki comeback

Witajcie! Po prawie miesięcznej przerwie udało mi się powrócić, więc czas nadrobić zaległości, gdyż od mojego ostatniego wpisu wydarzyło się zdecydowanie za dużo. Powinnam zacząć od tego, że od osiemnastego do dwudziestego trzeciego lipca był u mnie Konrad. Mówiąc szczerze, właśnie to wydarzenie będzie głównym tematem mojego wpisu. Pewnie nie rozpiszę się tak jak kolga, chociaż nie wiem, czy on się rozpisał, bo muszę w końcu dostać się do jego bloga, w każdym razie powiem tak. To, co się działo w ciągu tych pięciu dni przejdzie chyba do historii. Dziewiętnastego w południe zachciało mi się rozbijać w wyścigówce dla widzących wszystko, co popadnie. Konrad mnie kierował, owszem, ale ja i tak miałam frajdę wjeżdżając na wszystko, co popadnie, czego skutkiem na końcu gry było to, że pozbawiłam samochód wszystkiego, czego było można hahaha. W ogóle noce pięknie zarywaliśmy, a śmiechu było co niemiara. Najlepsza była noc z dziewiętnastego na dwudziestego. Poszliśmy po południu, w sumie pod wieczór, na drobne zakupy i kupiliśmy sobie po tigerze, które potem wypiliśmy. I wtedy się zaczęło. Na początku zmorzył mnie sen i byłam pewna, że na mnie to nie zadziała, ale potem mi się odechciało spać, a po trzeciej w nocy oboje dostaliśmy takiej głupaki, że to się nie da. A wszystko przez Konrada i jego aktualizację na biegunie północnym. Przejęzyczył się po prostu i zamiast powiedzieć, że jego mama powiedziała, że on to by się nawet na biegunie północnym zaaklimatyzował, to powiedział zaktualizował i potem fama ruszyła. Matko, mówię Wam, dawno się tak nie śmiałam. Konrad w pewnym momencie stwierdził, że ten tiger tak mi zaszkodził, że nie wiem, co mówię hahhaha. Może i faktycznie miał rację? Chociaż moim skromnym zdaniem... Wcale nie było tak źle hahaha. Miałam tylko... ee... lekki odjazd. Chociaż i tak najlepsze było dwudziestego trzeciego. Wracaliśmy z CPN-u i niemal przed domem, no, może w połowie drogi złapała nas mega ulewa. Biegiem do domu szliśmy hahaha. Ale nas zmoczyło. Mówię Wam! A po wyjeździe Konrada? Stara, szara, nudna rzeczywistość. Siedzenie w domu, gapienie się w ekran laptopa... No i czasem wyjście na spacer. Ja od połowy lipca jakoś w kółko słucham 1D i nie zamierzam się z tym kryć. Tak, proszę państwa, narodziła się kolejna Dinectionerka. Wczoraj moja koleżanka stwierdziła, że nie lubi dziewczynek szalejących za Bieberem czy One Direction. Spokojnie, nie należę do tych, które by się biły o chłopaków, czy coś, ale i tak nie rozumiem jej podejścia. To jest czysta dyskriminacja. Każdy ma prawo słuchać tego, czego lubi i mieć jakieś zamiłowanie, prawda? No, ale spokojnie, we wrześniu nie dam Ci tego aż tak odczuć, Kasiu, jeśli nie zechcesz. ;D Nie będę Cię dręczyć. No i nie wiem, co by tu powiedzieć jeszcze. Mój żołądek krzyczy jeść, tak więc idę coś wrzucić na ruszt, bo inaczej wykorkuję. Znaczy może nie będzie aż tak źle, ale... okaże się. Napisałam w ostatnim czasie kilka nowych tekstów, a to jak nam z Emi odbijało i odbija pominę. Najpierw sklep z elektroniką, gdzie jest motyw o kochaniu bólu... Mmm, ciekawe, potem pan Piernik został wypierniczony przez panią Piernikową, która spierniczyła spierniczone pierniki, czy coś w tym stylu. O Matko, czego to jeszcze nie wymyśliłyśmy. :D Nasza wieczorno-nocna wena twórcza nie ma czasami granic. Za to jej dziękuję. I mojej friend od "Jogurtowej Fantazji" za jej obecność duchem i ciałem, zawsze i wszędzie. Umiesz poprawić nastrój. Naprawdę. No i w ogóle jesteś niezastąpiona. Aha, i najważniejsze. Nie wiem, czy tu pisałam o tym już, nie sądzę, że moja relacja z panem M. całkowicie wczoraj zakończyła swój żywot. Znaczy przynajmniej w sferach prywatnych. Jednak oczywiście znowu ja musiałam być tą, która to zakończy. Ale przynajmniej doczekałam się jakiegoś konkretu, dziękuję. To, że jestem teraz przygnębiona i w ogóle pominę. Kiedyś mi minie, prawda? Przecież to nie będzie trwać wiecznie. Nie może. No to by było chyba na tyle. Kończę, bo i tak napisałam mega referat. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie z nadzieją, że pojawi się jakiś komentarz. A. J.

czwartek, 17 lipca 2014

Zostałam przyjęta i co jeszcze?

Witajcie! Jakby to rzec, nie będę się zbytnio rozwodzić, gdyż jestem z zbyt wielkiej euforii, by to czynić. Po pierwsze: zostałam przyjęta, wiem to oficjalnie, tak więc w sobotę wieczorem wyruszam do nowej szkoły za prawie czterdzieści cztery dni. A poza tym wszystkim? W sumie, chyba nic nowego. Powoli i do przodu, jutro kolejny gość, tym razem Konrad, chyba będzie u mnie do środy, z czego się cieszę. Będzie ciekawy a long weekend. Znaczy no. Matko, ja to mam jazdy. Poza tym moja friend gdzieś sobie pojechała, no i jakoś tak pusto, a poza tym... krasnoludki mnie i kolegi nie lubią. No, znaczy, bo on do mnie dzwonił, ale jakoś tak połączeń żadnych. OK, kończę, bo piszę totalne bzdury. Trzymajcie się. J.

wtorek, 15 lipca 2014

Nocne narzekania nastolatki

Hej wszystkim. Ta godzina, a ja nie śpię. Dlaczego? Dobre pytanie. Wena mnie opuściła, już chyba od prawie miesiąca nie mogę nic napisać. Moim ostatnim dziełem był "Harry" pisany w dzień przed wyjazdem na Drzwi Otwarte do Warszawy. A ja tak strasznie chciałabym pisać. Pragnę móc wylewać moje myśli na papier, klawiaturę, gdziekolwiek. To mnie uspokaja, oczyszcza umysł. Nawet pisanie dziennika... Tego też nie mogę, choć może by mi i to pomogło. A może faktycznie skorzystać z pomysłu mojej Friend i napisać książkę o sobie? Nie o kimś, a po prostu o sobie, o zwykłej nastolatce, która pragnie być tylko szczęśliwą? Jak myślicie? Może to jakiś pomysł? Tak, pomysł jest, tylko jak się za niego zabrać? Tego jeszcze nie wiem, ale jakoś to ugryzę. Muszę. Muszęw końcu coś zrobić. Swoją drogą, skończyłam książkę "Percy Jackson i Złodziej pioruna", nie wiem czy Wam o tym pisałam, polecam w każdym razie. Za niedługo wezmę sięza "Morze potworów", a teraz idę chyba spać. Jakaśtaka przygnębiona. A.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Po długiej przerwie. Czas nadrobić zaległości

Witajcie! Zaniedbałam Was, wiem. Ale już to naprawiam. Przez tydzień ponad nie miałam internetu, stąd brak jakiegokolwiek odzewu.
Moje plany Ciechocinkowe uległy gwałtownej zmianie. Nie powiem, żałuję. Ale jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze. Tak to chyba jakoś było. Po prostu pewne okoliczności sprawiły, że nic z tego nie wyszło. Nie dość, że pewne sprawy wrodzinie, to jeszcze ja zdążyłam narobić wszystkim niezłego bigosu, a dokładniej ujmując napędzić wszystkim strachu.
  Zacznijmy od tego, że w sobotę tydzień temu przyjechała do mnie ta wariatka, która miała wypadek z tą nogą i ta, która była na tyle nierozsądna, że ściągnęła sobie gips po dwóch i pół tygodnia noszenia go. Wszyscy ją za to opierniczyliśmy, bo nie powinna tego robić, ale to nieważne.
W środę coś po trzynastej, koło czternastej zaczęłam narzekać na potworny ból głowy, ale tak potworny, że myślałam, że nie wytrzymam. Mamy nie było, bo pojechała do miasta, więc leżałam i czekałam. Milena chciała dać mi ketonal, ale kategorycznie odmówiłam, bo nigdy tego badziewia nie brałam. Kiedy przyjechała mama, od razu dała mi dwa apapy, które dały niewiele. Potem wkurzyłam się i poprosiłam ją o okład, który potem co pięć minut obracałam, bo do tego byłam cała rozpalona i miałam gorączkę. Wieczorem, coś koło dwudziestej minęło niby, ale jak zasnęłam, to znowu wróciło. W nocy obudziłam się po drugiej z takim bólem, że aż łzy mi leciały. Milena dała mi w końcu pół ketonalu. Chciała mi dać cały, ale ja zgodziłam się tylko na pół. Zasnęłam po jakichś dwóch godzinach. Rano, po dziesiątej wstałam, poszłam do łazienki, gdzie chciało mi się wymiotować. Potem weszłam do kuchni, oni zaczęli mi gadać o stojącej grzywce, a ja do nich: "Słabo... mi" i lecę. Podobno wyglądałam jak papier. Mama z Mileną zbladły, tylko wujek zachował zimną krew. Przeciągnęli mnie do łazienki, mama najpierw chciała dzwonić na pogotowie, ale zanim by przyjechali... Zadzwoniła do naszej pani doktor rodzinnej. Przyjechała po pięciu minutach, dosłownie. Zostawiła cały ośrodek, bo pilna interwencja i przyjechała z dwoma pielęgniarkami, gdzie z reguły przyjeżdżała z jedną. Przeprowadziły mnie do pokoju, położyły na łóżku, zaraz uchyliły okno, zmierzyły mi ciśnienie, pobrały cukier, wszystko miałam na szczęście w normie. Potem lekarka zapytała mamę, czy ma pepsi. Mama mówi, że nie, alae ma colę. To mogła być. Bo wiadomo, cola, cukier, kofeina. Napiłam się tej coli, pielęgniarka dała mi domięśniowo ketonal... Wrr, ale bolało, wypiłam tą resztę coli i... no, kilka godzin później zrobiło się dobrze. W piątek mnie tylko głowa trochę bolała, ale generalnie żyję. Fakt, że czułam się, jakbym szła na tamten świat pominę, ale powiem Wam, że nigdy więcej tak nie chcę się czuć. Nikt w sumie nie wie dlaczego i skąd się to wzięło, w każdym razie opcja najbardziej prawdopodobna jest taka, że to z przegrzania organizmu. To przynajmniej moich zmotywowało do postawienia mi wiatraka w pokoju. Mama z bratem są na wakacjach, ja czekam na piątek, bo ma przyjechać na kilka dni Konrad. W ogóle wkurzam się, bo minął tydzień, a z Lasek jak nie zadzwonili, tak nie zadzwonili. Jak jutro nie zadzwonią, to napiszę do mamy, niech sama się dowie, bo ja umrę z nerwów, jeśli się nie dowiem, czy na pewno zostałam przyjęta.
Swoją drogą, skoro już piszę, to powiem Wam, że jakiś czas temu przeczytałam bardzo, ale to bardzo ciekawą książkę. John Green - "Gwiazd naszych wina". Opowiada ona o dziewczynie, która ma na imię Hazel Grace, ma szesnaście lat i choruje na raka płuc. Punkt zwrotny w jej życiu następuje, gdy w grupie wsparcia, do której uczęszcza poznaje chłopaka o imieniu Augustus. Naprawdę Wam tę ksiażkę polecam. Ja się i śmiałam i płakałam. Oto kilka cytatów, które mnie ujęły bądź rozbawiły:
"- Boję się zapomnienia - wyznał bez chwili wahania. - Boję się tego niczym ślepiec ciemności".
"- Może "Okay" będzie naszym zawsze?"
"- Ludzie przyzwyczajają się do piękna.
- Ja się do ciebie jeszcze nie przyzwyczaiłem - odrzekł z uśmiechem".
„Czasami wydaje się, że wszechświat chce zwrócić na siebie uwagę".
"- Wstawaj, ty tłusty, brzydki starcze! - krzyknęłam
- Powiedziałaś mu, że jest brzydki? - zainteresował się Augustus.
- Graj dalej - ponagliłam go.
- Nie jesstem pszytki. To ty jessteś pszytka, ty ciefczyno ss rurką w nosie.
- Jesteś pan tchórzem! - zagrzmiałam, a Augustus wypadł z roli i zaśmiał się".
"Wszyscy ci przyjaciele pojawiają się, jak już nie potrzebujemy przyjaciół".
Naprawdę Wam polecam tą książkę. Jest piękna.
A teraz kończę.
Pozdrawiam.
J.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Refleksje przy Enyi

Witajcie!
Wreszcie dostałam się do mojego bloga. Udało mnie się to za sprawą resetu internetu. Tak to się chyba po polsku określa.  Nie śpię od piątej przez mamę, która mnie obudziła, bo zaczęła głośno gadać i jakoś tak wyszło, że nie zmrużyłam oka.
Od wczoraj piszę z dziewczyną, która jest szalenie niesamowitą i wspaniałą fanką Enyi. Nie sądziłam, że w naszym kraju są jeszcze fani Enyi, ale tacy naprawdę prawdziwi, którzy robią wszystko, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Jak to dobrze czasami mieć maila. Apropo Enyi, to leci sobie u mnie w tle, akurat Paxdeorum, jakkolwiek się to pisze. Kolejna piosenka to Athair Ar Neahm, strasznie ją lubię. Żałuję, że nie znam irlandzkiego na tyle, żeby się nauczyć. Ale kto wie, może spróbuję? Dla chcącego nic trudnego, przecież tak mówią.
OK, kończę, bo zaraz zrobię wywód na temat Enyi i tyle będzie z tego mojego gadania.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Zamyślona J.
Ps. Ja bym jednak liczyła na więcej komentarzy. Wyświetleń przybywa, a komentarzy jakoś tak mało. Trochę szkoda.
Hope has a place... "Hope is home and the heart is free".
The Magic Of The Night. Wiem, że to nie święta, ale nie mogę się powstrzymać: "When the stars are in the skies, make a wish then close your eyes".

sobota, 28 czerwca 2014

Co tam u mnie?

Hej wszystkim! Cóż u mnie? Właściwie, nic ciekawego. Nagrała mkolejny cover, ale jako, że wokalistce tej piosenki nie da się dorównać i w żaden sposób podrobić, to stwierdzam, że nie wyszedł on tak jak chciał, no ale... starałam się. Poza tym? Dzisiaj są wyprawiane urodziny wujka, bo miał teraz w środę, ale nie wiem w sumie jak to będzie, bo deszcz pada, no i w ogóle, masakra. I nie wiem w sumie, co poza tym. Chodzi  mi po głowie kolejny pomysł na jakąś książkę, ale co z tego wyjdzie? Nie wiem. Jeejku, mam tyle rzeczy niepokończonych, a następne do głowy mi przychodzą. Masakra. OK, na ten moment kończę. Trzymajcie się. Smutna. Jakoś tak nie wiem, dlaczego. J. Ps. Moja friend pojechała na pizzę. Ja też chcę!

piątek, 27 czerwca 2014

Przerywnik

Witajcie!
W historii mojego życia czas na drobny przerywnik.
To jest w ostatnim czasie powstały kolejny Imagin. Właściwie jeden z najnowszych. Tak, już zaczynam mówić jak Paula. 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Liczę na komentarze.
J.
Stałem nad wodą, wpatrując się w jej lustrzane odbicie. Nie wiedziałem, dlaczego znajdowałem się w tym miejscu. Od dziecka kochałem wodę. Dzięki niej czułem się spokojny, opanowany. Czego szukałem w tym odbiciu? Szczęścia? Odrobiny uśmiechu? A może miłości? Właśnie… Miłość… Co to właściwie było? Nigdy nie miałem okazji się o tym przekonać, bo żadna dziewczyna nie chciała ze mną być. Powoli ruszyłem w stronę roweru, który postawiłem nie opodal, po czym wsiadłem na niego i odjechałem.
*     *     *
Nadeszła noc. Piękna, gwieździsta noc. Wyszedłem w ciemność i usiadłem, by popatrzeć w gwiazdy. Uwielbiałem gwiazdy. Były takie piękne i… spełniały życzenia. Podobno. Tego nie wiedziałem, bo nigdy nie próbowałem poprosić o spełnienie żadnego z moich życzeń. A może czas to zmienić? Wpatrzyłem się w spadającą gwiazdę, po chwili zamknąłem oczy.
„Gwiazdko, proszę… Spraw, żebym był szczęśliwy”.
Moje jedyne marzenie. Odnaleźć swoje szczęście. Niczego więcej nie pragnąłem. Kochałem muzykę, to prawda. Ale ciągłe śpiewanie… Byłoby mi dużo raźniej, gdybym miał dla kogo wracać do domu. A nie miałem.
*    *     *
Mijały dni, a ja wciąż nie mogłem znaleźć swojego szczęścia. Wciąż byłem zamyślony, smutny… Chłopaki próbowali ze mnie wyciągnąć, co jest grane, ale nie powiedziałem im. Śmialiby się, a ja wcale nie miałem ochoty tego słuchać. Pewnego dnia szedłem ulicą, nie patrząc na ludzi, kiedy nagle poczułem, że z czymś się zderzam. Zanim uświadomiłem sobie, co się stało, usłyszałem czyjś krótki i cienki krzyk. Odskoczyłem o krok i wtedy ją zobaczyłem. Leżała na ziemi, w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. To z nią się zderzyłem. Była niska, miała długie, ciemne włosy. Pomogłem jej wstać.
- Przepra… Przepraszam… - wydukałem. – Nie chciałem…
Uśmiechnęła się.
- Nie, to moja wina – odparła. – Jestem niezdarą. Często mi się to przytrafia. Nic się nie stało.
Nie wyglądałem na przekonanego.
- Daj spokój – żachnęła się, widząc moją minę. – To naprawdę nie twoja wina.
Skinąłem tylko głową.
- Mogę się chociaż jakoś zrewanżować? – zapytałem. – Znaczy… Czy pozwolisz, że odprowadzę cię do domu?
- Pozwolę.
Ująłem ją za rękę, była ciepła i delikatna. Poczułem, że mój żołądek wykonuje salto, o ile tak mogłem to nazwać. Szliśmy przez jakiś czas w milczeniu.
- Jak masz na imię? – zapytałem w końcu.
- (TI.) – odpowiedziała. – A ty?
- Liam – odparłem, uśmiechając się.
- Ładnie – stwierdziła.
Znowu zamilkliśmy.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Zaraz naprzeciwko. Widzisz ten budynek z odrapanymi cegłami?
- Jasne – odpowiedziałem. – Nie da się go nie zauważyć.
- Tam mieszkam – rzekła, a jej twarz posmutniała nagle.
- Rozumiem.
Chciałem zapytać, co się stało, jednak nie mogłem. Zabrakło mi odwagi. Gdy dotarliśmy pod jej dom, ścisnąłem ją za rękę.
- Trzymaj się, (T.I.) – powiedziałem. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Dziękuję, Liam – odparła i odeszła, rzucając mi przez ramię jeszcze słaby uśmiech.
*     *     *
Mijały dni, a ja nie przestawałem myśleć o (T.I.). To było nierealne. Robiłem wszystko, żeby o niej nie myśleć, lecz na próżno. Kiedy śpiewałem, wyobrażałem sobie, że śpiewam jej do snu. Kiedy coś gotowałem, wyobrażałem sobie, że siedzimy razem przy stole i we dwoje jemy posiłek. Kiedy kładłem się spać, wyobrażałem sobie, że ona leży tuż obok mnie i zasypia, trzymając mnie za rękę. Mówiąc w skrócie: wszystko, co robiłem miało większy bądź mniejszy związek z tajemniczą dziewczyną.
  Pewnego dnia, nie mogąc wytrzymać, udałem się w stronę jej domu, pragnąc ujrzeć ją chociaż na chwilę. Nie zdążyłem jednak nawet tam dojść, gdyż zobaczyłem ją jak idzie w moją stronę. Szczerze mówiąc, ledwo szła. Była blada, na jej twarzy nie było cienia uśmiechu. Oczy miała podkrążone, wręcz czerwone i zapuchnięte. W ostatniej chwili ją złapałem, zanim nie osunęła się na bruk.
- (T.I.)… - wyszeptałem z przerażeniem.
Nie była w stanie mi odpowiedzieć. Nie zastanawiając się ani chwili poprowadziłem ją, niemal niosąc, do mnie do domu, gdzie pomogłem jej się położyć. Następnie okryłem ją kołdrą i usiadłem przy niej.
- Dzię… Dziękuję… - wymamrotała, a po chwili odpłynęła.
Nie rozumiałem, co się stało. Byłem przerażony jej ogólnym stanem. W milczeniu obserwowałem jej uśpioną twarz, bojąc się choćby poruszyć. Spała niespokojnie, oddech miała nierówny, niemal płytki. W końcu ostrożnie ująłem ją za rękę. Poczułem jak zaciska się kurczowo na mojej dłoni.
- Śpij… - szepnąłem. – Śpij, (T.I.). Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna. Śpij.
Pogładziłem ją delikatnie po twarzy, uśmiechając się lekko. Mój dotyk musiał ją uspokoić, oddech zwolnił, uśmiechnęła się lekko. Usadowiłem się wygodniej w fotelu, opierając głowę na jego oparciu. Po jakimś czasie zasnąłem, wciąż ściskając ją za rękę.
*     *     *
- Liam? – obudził mnie jej niepewny szept.
Moje oczy otworzyły się natychmiast, rozejrzałem się.
- Jestem – odparłem, uprzytomniwszy sobie, gdzie się znajduję i co się stało poprzedniego dnia.
- Liam, ja… chciałam… powinnam… Przepraszam… - w jej oczach zabłysły łzy.
- (T.I.) – odezwałem się łagodnie. – Nie masz mnie za co przepraszać. Nie wiem co się stało u ciebie w domu, ale… nie mogłem cię tak zostawić…
- Skąd wiedziałeś? – zapytała nagle. – Chciałam cię znaleźć. Byłeś jedyną osobą, która mi przyszła na myśl w tamtej chwili.
- Nie wiedziałem – przyznałem szczerze. – Chciałem cię tylko zobaczyć, to wszystko.
Widząc jej zdziwione spojrzenie, wyjaśniłem:
- Widzisz, (T.I.), od dnia, w którym cię przewróciłem, nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Szczerze mówiąc, to… - zawahałem się na ułamek sekundy. – Martwiłem się o ciebie. Tamtego dnia, kiedy… tak nagle posmutniałaś… chciałem zapytać, co się stało, lecz… zabrakło mi odwagi, a poza tym… uznałem, że pytanie cię o twoje osobiste sprawy nie jest na miejscu.
Uśmiechnęła się słabo.
- Moi rodzice to alkoholicy – wyznała cicho. – Mój ojciec mnie bije, matka ciągle mną pomiata. Oboje wysługują się mną jak mogą, ale ja… miałam tego dość i się sprzeciwiłam… Zaczęłam uciekać z domu… Za każdym razem, kiedy tam wracałam… Nie chciałam tam wracać… Czułam się w tym domu jak w klatce… Zresztą, nadal czuję. Wczoraj… wczoraj… uciekłam, bo… przez okno zaczęły wylatywać różne przedmioty… Garnki, talerze… butelki… Właściwie… nie mieliśmy już nic innego. Ten dom z powodzeniem można nazwać meliną. Chyba nie zauważyli, że… uciekłam… Nic nie widzieli… Ani tego, że popadam w depresję, że nie śpię po nocach, że nie jem… Że płaczę praktycznie ciągle… Dla nich nie liczyło się moje dobro. Wystarczył im alkohol, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowali. Ja też miałam się nie urodzić… Ojciec kiedyś powiedział, że… że gdyby wiedział, że się urodzi taki bachor… kazałby matce mnie usunąć. A ja tylko chciałam… być szczęśliwa…
Jej głos się załamał, odwróciła wzrok, żebym nie widział jej łez. Bez słowa ją przytuliłem. Czułem jak cała drży.
- Już dobrze, (T.I.) – szepnąłem. – Już jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie wrócisz tam więcej, słyszysz? Zamieszkasz ze mną.
- Ale… ja… nie mogę… - zaczęła. – Nie powinnam…
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci wrócić do tego piekła, że pozwolę ci popaść w jeszcze większą depresję, to się mylisz – odrzekłem spokojnie. – Chodź, powinnaś coś zjeść. No nie płacz już.
Objąłem ją mocniej ramieniem i poprowadziłem do kuchni. Teraz, kiedy już znałem jej historię, zrozumiałem wszystko. Kilka minut później postawiłem przed nią talerz pełen tostów i kubek gorącej herbaty. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
- Nie ma za co – usiadłem obok niej. – Musisz dojść do siebie.
Obserwując jak je, poczułem, że moje marzenie zaczyna się spełniać. Zrozumiałem, dlaczego nie mogłem przestać o niej myśleć. Nagle wszystko stało się jasne. Byłem po prostu zakochany. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, jednak teraz dotarło do mnie, że taka miłość również istnieje.
- Pomóż mi, Liam… - Poprosiła szeptem. – Proszę… Nie chcę… być sama…
- Pomogę ci – obiecałem. – Pomogę ci i obiecuję, że już nigdy nie będziesz sama.
Przytuliła się do mnie ufnie, a ja objąłem ją mocno.
- Kocham Cię.
Nie wiem jak to się stało, że wypowiedzieliśmy te dwa słowa jednocześnie. Przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć. Ona wyglądała podobnie.
- Liam…
- (T.I.)…
Zanim zdążyliśmy powiedzieć coś jeszcze, nasze usta się połączyły. Całowaliśmy się długo, nasze pocałunki były przemyślane i czułe. Poczułem jak ona przywiera do mnie silniej. Nie protestowałem. Wiedziałem, że brakuje jej tego tak samo jak mi. Nawet nie zorientowałem się, kiedy przenieśliśmy się do pokoju i opadliśmy na łóżko, wciąż się całując. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Dziękuję, Liam… - szepnęła, uśmiechając się.
- Nie, to ja dziękuję, (T.I.) – odparłem, całując ją delikatnie w szyję. – Dzięki tobie spełniło się moje marzenie.
Tak, to była prawda. Nareszcie odnalazłem szczęście. To szczęście, którego tak mi brakowało.

O odwiedzinach kuzynki

Hej wszystkim. Powiem Wam, że dzisiejszy wieczór był naprawdę genialny. Ćwiczyłam wokal, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odwiedziła mnie kuzynka ze swoim... no, mężczyzną i dwójjką dzieci. Oliwia jest taka słodka. Ma sześć lat i jest ciekawska strasznie. Jakbym widziała samą siebie. Natalia jest od niej o cztery lata starsza. Aż mi się przypomniało, że jak była mała, to jak przycodziłam do cioci, to ją brałam na ręce i kręciłam w kółko, takie samolociki. Albo ganiałyśmy się wszędzie. W ogóle, bawiłyśmy się w ciuciubabkę, Oliwii spodobała się moja brajlowska maszyna, ciągle praktycznie chciała pisać. Potem pokazałam im organy... Generalnie było super. Jestem ciekawa, kiedy znowu mnie odwiedzą. OK, na ten moment kończę. Swojądrogą, martwię się o mojego Ciechocinkowego opiekuna, bo nie mam nikogo na oku. No chyba, że jeszcze... moja Agnes zdąży się obronić, ale... tracę nadzieję. Co jak nie? Muszę mieć jakiś plan B. Ale z szacunku, chodzi mi o same dziewczyny. No wiecie... Jakoś tak, bardziej wolę. Trzymajcie się.

czwartek, 26 czerwca 2014

Jak było w Warszawie?

Witajcie!
Tak jak obiecałam, czas na relację z pobytu w Warszawie.
  Wyjechałyśmy z mamą o północy. Powiem Wam, że nocne jeżdżenie pociągami, to jedna wielka porażka. Tak jak kiedyś umiałam spać, tak teraz nie potrafię. W ogóle w tamtą stronę jakiś chłopak dosłownie na mnie leżał, więc ogólnie było niewygodnie. Na miejscu byłyśmy po 06:30 rano. Potem udałyśmy się na stację metra, oczywiście po drodze mama musiała narobić pełno zdjęć. Kiedy w końcu dojechałyśmy metrem na Młociny, cokolwiek to jest, autobusem 708 pojechałyśmy na przystanek Sokołowskiego. Szczerze mówiąc, tak nierozgarniętego kierowcy to ja dawno nie widziałam. Mama się go pyta, czy bilet, jako dla mnie jest za darmo, on nie wie. Czy jedzie do Lasek? Też nie wie. No ale mniejsza. Jak dojechałyśmy, to chyba z godzinę krążyłyśmy po terenie ośrodka, zanim dotarłyśmy do "Jabłonek". W środku przywitała nas pani od niemieckiego, a pierwszą osobą, na którą się natknęłam była Kasia. Myślałam, że mi rękę zmiażdży, tak mnie ścisnęła :D Potem przyszedł historyk, mąż ich pani dyrektor, zabrał mnie i mamę do jakiejś sali. Generalnie rzecz ujmując, potem była papierologia i rozmowa wstępna. Chyba poszło mi całkiem dobrze. Tak sądzę. Wszyscy są tam naprawdę bardzo mili. A potem sięzaczęło. Gdy wyszłam, otoczyły mnie Iza, Kasia i zapowiedziały ich pani psycholog, że jeśli nie zostanę przyjęta, to ci, którzy się tym zajmują będą mieli z nimi doczynienia. A poza tym byli Kamil i Mateusz, poznałam Alę, Olę, Paulinę... Klaudię i nie wiem kogo jeszcze. A ile się naśmiałam, to się nie da. Dziwię się, że mnie szczęka nie boli, tylko nogi, od tego późniejszego łażenia po Warszawie, bo nie miałyśmy co robić, a pociąg miałyśmy za dwadzieścia pięć jedenasta. Mama co prawda spotkała się ze swoją znajomą, ale... sami wiecie jak to jest. Znaczy bardzo fajna kobieta, nie powiem. Wiecie, że wczoraj po raz pierwszy od wielu lat zjadłam zupę owocową? Generalnie to ja jej nie lubię, ale ta była na zimno, znaczy bo ostygła, więc dało się zjeść, a poza tym byłam głodna. Chociaż i tak zjadłam mało, emocje mnie trzymały i w ogóle, adrenalina, więc nawet nie czułam zmęczenia. Przy pożegnaniu chciało mi się płakać. Serio. Czułam się... Znaczy, żałowałam, że muszę jechać. Ale mam nadzieję, wierzę, że wrócę tam w wrześniu i że to będą wspaniałe dwa lata. W domu byłyśmy przed piątą nad ranem, nogi to mnie bolą jak nie wiem, przespałam prawie cały dzień, ale nie żałuję. Jestem taka szczęśliwa, było tak wspaniale. Nie wiem już, co mam mówić, pisać. Dzięki wszystkim za wszystko, było genialnie, wspaniale, niesamowicie, super, cudownie, pięknie, wyśmienicie, świetnie, mega, bosko. No, dobra, bo mi się określenia kończą hehe.
Trzymajcie się.
Pozdrawiam czytelników.
J.
Ps. Prawie bym zapomniała. W powrotnąstronę na dworcu Centralnym poznałyśmy taką panią z małym jorkiem. Koko on się wabi. Wiecie jaki śliczny i słodki? Jeejku. Jechał w tym samym wagonie co my, tylko w innym przedziale, ale niedaleko od nas, nad ranem żegnałyśmy się z tą panią i z nim. Było naprawdę fantastycznie. Jedyne, na co mogę narzekać, to na brak dostosowania do osób niewidomych. Sygnalizatorów świetlnych dźwiękowych brak, a pomiędzy pociągiem a krawężnikiem była tak duża przestrzeń, że mało brakowało, a bym wpadła. Toż ja nie mam takich długich nóg. Powiedziałam, że napiszę do prezydenta w tej sprawie.
  To na serio na tyle, trzymajcie się.

sobota, 21 czerwca 2014

Tak sobie myślę...

Witajcie. Wreszcie mam ustawiony normalny czas na moim blogu, bo wcześniej, to był jakiś dziwny. Ja nie wiem w ogóle, co to było. Jakiś Pacyfikowy coś tam czy jakoś tak. Nie wiem, bo to moja Gwiazdka przestawiała, bo dla mnie gogle jest ciężko dostępne, ale nie aż tak, żeby nie prowadzić bloga, bo to nauczyłam się ogarniać. Innymi słowy: jeszcze nie jest ze mną tak źle. Ale ja w sumie nie o tym chciałam pisać. Zastanawiam się, co hejterzy mają do tych wszystkich, którzy śpiewają. Wiecie, One Direction, Justin Bieber, Dawid Kwiatkowski, czy teraz do tych nowych, co wychodzą na rynek - Marta Bijan czy Artem Furman. Ja rozumiem, każdy ma prawo do swojego komentarza, bo przecież to, czy ktoś kogoś lubi czy nie jest kwestią gustu, tylko i wyłącznie, ale jeśli się kogoś nie lubi, to nie powinno się krytykować tych, którzy słuchają takiej właśnie muzyki albo samych piosenkarzy. Dobrym przykładem jest taki Youtube czy Facebook. Ja tam się nie przyglądałam na przykład komentarzom na Youtube, bo stwierdziłam, że szkoda moich nerwów, ale jak słyszałam, co ludzie pisali o Kwiacie pod filmikiem, na którym płakał po odpadnięciu z Tańca Z Gwiazdami, to mi szczęka opadła. Jak można było być tak bezczelnym! Za to dość sięnaczytałam komentarzy na fanpage'u Marty, która wychodziła na scenę bez uśmiechu, bo - jak sama powiedziała - nie przyszła do XFactora po to, by skakać na scenie jak małpa,al e po to, żeby śmiewać, a w piosenkach wyraża takie emocje jakie wyraża i nikt nie zmusi jej do uśmiechu. Ktoś był jednak na tyle bez serca, że napisał, że wygląda tak, jakby jej cała rodzina umarła. No to jest nie do przyjęcia! Tak jak powiedziałam, rozumiem, że można kogoś nie lubić, bo każdy ma do tego prawo, ale niech chociaż dadzą tym ludziom żyć! Znowu pod tekstem "More Than This" od One Direction ktoś napisał, że piosenka super, ale Niall śpiewa jak jakaś kaczka. I o ile na początku, jak przeczytałam ten komentarz, śmiałam się jak głupia przez dobre dziesięć minut i teraz też się lekko uśmiecham, bo to mimo wszystko było śmieszne, tak z drugiej strony zastanawiam się, czy to miało być złośliwe? Bo jeśli tak, to gościu przegiął. W sumie dobrze, znaczy czasami, że chłopacy nie znają polskiego, bo mogliby się o sobie różnych dziwnych rzeczy dowiedzieć. I ja wiem, że to, co teraz piszę nie ma większego sensu, ale muszę gdzieś przelać te myśli. Ja jakoś nie krytykuję tych, którzy słuchają Biebera, bo, nie powiem, sama czasami posłucham, nawet mam jedną ulubioną piosenkę - "As Long As You". Jest naprawdę świetna. My, ludzie, działamy na dziwnej zasadzie. Jak ktoś czegoś nie lubi, to i my uważamy, że to jest bez sensu. A to wcale nie tak. Bo każdy ma prawo słuchać czego chce, kiedy chce, gdzie chce i nikt nie może mu tego zabronić. Tak samo jak pewna osoba mnie kiedyś zapytała: "Jak Ty możesz słuchać Ellie Goulding i Eda Sheerana"? Normalnie. Ja osobiście uważam, że zarówno jak Ed, tak i Ellie są świetnymi piosenkarzami i robią to, co kochają. A to, że w mniemaniu innych Ed się drze, a Ellie ma głos jakby paliła - tak, tak kiedyś usłyszałam - to już ich problem. Ellie ma po prostu swój specyficzny, taki oryginalny wokal, który ją wyróżnia. Zresztą, to samo jest, jeśli idzie o Enyę. Wielu jej nie lubi, bo tworzy takąsmutną i melancholijną muzykę. Ale nikt chyba nie pomyślał o tym, że mogła mieć ciężkie dzieciństwo i dlatego tworzy takie, a nie inne utwory. Ona w tych piosenkach ukazuje siebie, to wszystko. Nikt nie wie o tym, że w wieku jedenastu lat trafiła do szkoły przyklasztornej, że trafiła tam nie zapytana o zdanie. Że rodzeństwo ją źle traktowało... Nikt nie wie o niej wielu rzeczy, bo o wielu rzeczach nie ma na żadnej Wikipedii, ani angielskiej ani polskiej. Ja się dowiedziałam o tym z różnych źródeł, grzebiąc po necie i znajdując artykuły, które czytałam. Zresztą nie tylko ja, bo i moja Emilia, która też bardzo lubi Enyę. Od niej dowiedziałam sięo wielu rzeczach. Więc naprawdę, już tak podsumowując, nie należy oceniać artysty po pozorach, po wyglądzie zewnętrznym. Czasem trzeba sięzagłębić i zajrzeć w jego wnętrze, by zrozumieć jego duszę artystyczną i to, dlaczego tworzy taką a nie inną muzykę, czy takie a nie inne obrazy. To tyle w tej kwestii. Przepraszam za ten wywód, ale musiałam przelać gdzieś te myśli. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. J.

Co tam u mnie?

Hej wszystkim. Co tam u mnie? Właściwie, od ostatniego posta nic się nie zmieniło. To znaczy jest o tyle ciekawiej, że scoverowałam piosenkę One Direction - More Than This i jaram się nią jak nie wiem. Nie sądziłam, że tak dobrze mogę coverować piosenki takich wykonawców jak właśnie 1D. I owszem, były dwa drobne podknięcia, ale ja się nimi nie przejmuję. Aktualnie siedzę, słucham Eda Sheerana, tylko trzy kawałki mam od niego i w sumie żałuję, bo, według mnie jest naprawdę świetlny. Eee znaczy świetny. Eeech, te przebywanie wśród zarażonych Jedaizmem :DDD Jak widać nie mogę spać, chociaż godzina jest dość późna, powiedziałabym. Moi rano jadą do lasu, znowu będę przez kilka godzin z bratem w domu. Francja wygrała 5 do 2 ze Szwajcarią. Cieszę się w sumie, bo stawiałam na nich. Wczoraj zmieniłam zakończenie mojego opowiadania "Bez tytułu", a które nazwałam po prostu "David", bo inny pomysł nie wpadł mi do głowy i bardziej mi się ono podoba. Może dlatego, że identycznie bym postąpiła w przypadku pewnej osoby, gdyby była tak łaskawa i zmądrzała. No dobra, bo gadam dzisiaj z lekka za dużo i źle ze mną. Poza tym wszystkim moje fanfiction o Lily ma trzy i pół rozdziału. Rozwija się bardzo powoli, bo męczę ją na telefonie, bo, kurczę, podpięłam dzisiaj telefon pod kompa i zapomniałam pozrzucać notatki. Tak bym na lapku teraz pociągnęła dalej, skoro i tak nie mogę spać. Taa, a potem będę odsypiać do południa. Matko, znowu się rozregulowałam. Jak wróciłam ze szkoły, to zasypiałam góra dwudziesta pierwsza, budziłam się pierwsza, druga w nocy i nie spałam potem aż do tej dwudziestej czy coś i tak codziennie, a teraz odwrotnie. Zastanawiam się, co jest gorsze. Jak myślicie? A może to jakieś objawy medyczne? Chyba naprawdę powinnam się udać z tym do lekarza. I odpowiadając na pytania: melisa nie pomaga, extra spazmina też nie, w ogóle mnie to już żadne ziółka  ie pomagają. A może znacie coś, co stosowaliście i co pomaga? Brońcie Boże, żadne dosery. Nie chcę zniszczyć sobie mózgu, choć nie powiem, to naprawdę pomaga, testowałam raz. OK, na ten moment kończę. Liczę na Wasze komentarze w tej kwestii, jeśli, oczywiście, przeczytacie. Pozdrawiam. J.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

I co ja mam powiedzieć?

Hej wszystkim. Jest godzina 21:02, a ja obiecałam, że nie będę tu smęcić. Terefere, jasne. Dobra, inaczej. Napisałam, że postaram się nie smęcić. No to się przeliczyłam. Moja koleżanka od ponad dwóch dni leży w szpitalu, bo ma pogruchotaną kostkę i jutro czeka ją operacja, a potem długa rehabilitacja. Poza tym przez prawie całą noc nie spałam. I nie, wcale nie narzekam, bo w sumie, do czwartej rano bardzo fajnie się pisało z moją kochaną pocieszycielką, która - w pewnym sensie - wyciągnęła mnie z doła. Właściwie, gdyby nie ona, już dawno bym w niego wpadła. To znaczy wczoraj, po tym co się stało. Ktoś mnie spytał, co to będzie, jeśli te osoby przypadkiem wejdą na bloga. A niech wchodzą, niech czytają i niech robią, co chcą. Mnie to ani ziębi ani parzy. Przestałam się przejmować gadaniem ludzi, którzy uważali się za takich wiernych przyjaciół, a potem tak po prostu... odeszli. Fakt, iż mnie to boli ciągle, nie wiem czy bardziej w jej przypadku czy w jego ten ból jest silniejszy, ale boli pominę, bo o tym mówić nie warto. I myślę, że w jego przypadku jest o tylegorzej, że... go kocham. Kurde, jak ja mogę być takagłupia? Ta koleżanka, która leży w szpitalu powiedziała mi, żebym nigdy nie mówiła o sobie głupia. Jak to nie, skoro tak jest? Skoro jestem głupia, bo kocham faceta, który na to uczucie nie zasłużył? Bo kochamfaceta, który potraktował mnie jak potraktował? Który traktuje mnie tak jak traktuje? Czy w tym jest jakaś logika? Oczywiście, że nie, bo niby jaka jest logika w miłości, która jest miłością nieodwzajemnioną, a raczej... Nie, sama nie wiem już, jak to nazwać. To jest jakieś takie, bez sensu. Dałabym wiele, żeby teraz ktoś tu był, przytulił. W ogóle dałabym wiele, by znalazł się taki ktoś, kto zaakceptowałby mnie taką, jaką jestem. Niby taki ktoś jest... Znaczy, bo akceptuje mnie taką jaką jestem, wspiera, no i w ogóle... Ale mnie nie o taki typ człowieka chodzi. Tak czuję i nic na to nie poradzę. Sama nie wiem, czego mi w nim brakuje. Przecież jest muzykalny, jest... chyba ładny, uśmiecha się i w ogóle, a mi i tak czegoś brakuje. Eeech, jakie my, kobiety, jesteśmy czasami wybredne. A tak poza tym? Bo w sumie to się jakoś tak refleksyjnie zrobiło i nudno, że też Wam się chce to czytać... To są tylko zwierzenia zwykłej dziewiętnastolatki, która boryka się z takimi samymi problemami, jak  większość z Was. Więc tak poza tym to odliczam do dwudziestego piątego czerwca, w sumie do dwudziestego czwartego, bo jedziemy na Drzwi Otwarte do Lasek, a jedziemy z mamą na noc, bo nie mamy innych połączeń. Dzisiaj już miałam telefon z Lasek, bo pani chciała się upewnić, czy na pewno będziemy i poinformować jakie dokumenty są potrzebne. Spotkam się z Izą, Kasią i może jeszcze z kimś znajomym? Yes yes yes, I like it :) OK, teraz na serio kończę ;) PZDR. Ps: Dzisiaj nagrałam kolejny cover. Sleep Well, My Angel. Wiem, nie wyszedł idealnie, ale... kiedyś go poprawię. Poniżej link do tej piosenki :)
http://www.youtube.com/watch?v=uFT0NR0CdfQ&feature=youtube_gdata

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozgoryczona, rozżalona, wściekła, przygnębiona i nie wiem jaka jeszcze. O ostatnich wydarzeniach

Witajcie. Nie wiem co wyjdzie z tego mojego pisania, bo ręce mi się trzęsą, no i w ogóle, ale... od początku. Nie pisałam, bo w sumie nie było konkretów. No chyba, że wspomnieć by tu o środzie, w którą i tak nic nie wyszło, bo osoba, która została oskarżona była pod wpływem alkoholu i nie mogła normalnie zeznawać. Cóż, cały tatuś :P Termin został przesunięty na dwudziestego ósmego sierpnia. Nie wiem jak ja to przeżyję. A poza  tym? Oj, poza tym to jestem smutna, rozgoryczona, rozżalona i nie wiem jaka jeszcze. Dwie osoby, które uważałam za naprawdę prawdziwych przyjaciół dogryzają mi jak mogą. Że jestem dziecinna i w ogóle, że o byle co się obrażam, że nie przyjmuję krytyki, no i takie tam. Tak się wkurzyłam, że poblokowałam ich i pousuwałam ich wszędzie, gdzię się dało, poza fb i telefonem, muszę zaraz to zrobić. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, tak jak oni nie chcą mieć nic wspólnego ze mną. A to, że serce mnie boli, że zdążyłam już wylać trochę łez, chociaż wiem, że nie powinnam, bo oni uznaliby mnie za dziecko, a poza tym nie zasłużyli na moje łzy, ale co tam. Przynajmniej mi ulżyło. Nie wiem kiedy zapomnę, tym bardziej, że do chłopaka żywiłam uczucia jakie żywiłam, ale... mam nadzieję, że kiedyś zapomnę. Na pewno mi się to uda, jeśli tylko sama będę tego chciała, a wiem, że chcę i jeśli nie zostanę z tym sama. W tej chwili przesyłam serdeczne pozdrowienia mojej Pauli, która mnie aktualnie wspiera, Emilii i Izie. Jesteście naprawdę niezastąpione. Dziękuję, że mnie wspieracie i że mnie nie odtrąciłyście. Mam nadzieję, że nigdy się nie zawiodę. Poza tym wszystkim oglądałam Mundial, wczoraj i przedwczoraj, dzisiaj już mi się nie chciało. Co za dużo to nie zdrowo :) Skończyłam "Cud". Przedwczoraj. Usiadłam i skończyłam. Pokazałam jak dotąd pięciu osobom i praktycznie wszyscy płakali. Ciekawa jestem... Może kiedyś uda mi się ją wydać? Kto wie... OK, kończę. Trzymajcie się i przepraszam, że tak smęcę. Postaram się, żeby nie było już tak ponuro. Nie pozwolę, żeby te dwie istoty zniszczyły całe moje życie, oj nie. Ja im pokażę, co to znaczy być szczęśliwym. Niech żałują, co stracili. Pozdrawiam moich czytelników serdecznie. J.

wtorek, 10 czerwca 2014

Zżera mnie stres

Witajcie. Jest coraz bliżej jutra, a co za tym idzie, ja coraz bardziej się stresuję. Wiem, że nie powinnam, ale boję się, że coś się nie uda. Wiecie, nasze polskie sądy są straszne. To znaczy może nie tyle straszne, co... czasami pracują tam dziwni ludzie. A poza tym? Nic nowego w sumie. Sięgłam po kolejny trudny kawałek - Tota Eclipse Of The Heart. Nie wiem co z tego wyjdzie, bo ten kawałek należy do naprawdę trudnych, ale... kocham ciężkie kalibry. Jutro na pewno napiszę jak już będzie po wszystkim, o ile wszystko rozwiąże się tak jak powinno. Wczoraj oglądałam trzecią część Harry'ego, moje fanfiction w ogóle posuwa się do przodu, tak więc... jest prawie dobrze. OK, kończę, bo piszę bez ładu i składu i wychodzą z tego potworne bzdury. Trzymajcie się. Smutna, ale z nadzieją, gdzieś na dnie.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Po kilku dniach nieobecności

Witajcie. No i jak się spodziewałam. Ro złożyło mnie. Bodajże w czwartek miałam gorączkę, ale mama od razu zaaplikowała mi odpowiednie leki i dzisiaj męczę się z katarem, drobnym kaszlem i lekką chrypką. Tak poza tym? Ruszyłam z moim fanfiction, w między czasie dotarły do mnie wieści o działaniach związanych z moim wywiadem, którego udzielałam koleżankom ze studiów ;) Coraz biżej jedenasty, a ja się denerwuję coraz bardziej. To naprawdę okropne. Oby si wszystko dobrze skończyło. I nie wiem o czym tu jeszcze by tu pisać. Aaa, niemal lbym zapomniała. Posunęłam się z moim fanfiction. Znaczy o tyle, że mam cały pierwszy rozdział. No i to na tyle. Trzymajcie się, pozdrawiam.

środa, 4 czerwca 2014

"Na rozstaju"

Witajcie.
"Narozstaju" jest to jedno z moich opowiadań napisanych w ostatnim czasie. Nawiązuje do sytuacji, która wydarzyła się w moim życiu. Jestem ciekawa co o tej historii powiecie.
Wszelkie komentarze mile widziane.
Pozdrawiam.
J.
„Na rozstaju”
Powiedziałaś kiedyś: „Głowa do góry. Świat się nie kończy”. Mój jednak już dawno się zawalił.
*     *     *
- Suzanne, Suzanne, poczekaj! Pozwól mi wyjaśnić! – krzyczałem, starając się ją dogonić.
- Wyjaśnić?  Niby co? – odwróciła się w moją stronę, a jej długie blond włosy zafalowały na wietrze.
- Bo to nie tak. Ja wcale nie chciałem... żeby tak wyszło.
- Tak, jasne, a ja mam w to uwierzyć? – obrzuciła mnie surowym spojrzeniem. – Obiecałeś mi, prawda? No powiedz. Obiecałeś, że nigdy nie odejdziesz, że nigdy nie będę sama. Zaufałam ci. Zaufałam jak nikomu innemu, a ty tak po prostu to zniszczyłeś.
- Ale... Anne, to wcale nie tak. Proszę, pozwól mi... Chociaż raz mnie wysłuchaj.
- Zawsze cię słucham – przypomniała cierpko. – A raczej słuchałam. Bo teraz nie zamierzam.
Odwróciła się, by odejść.
- Poczekaj, proszę – w akcie desperacji złapałem ją za ramię. – Wysłuchaj mnie ten ostatni raz. Tylko ten ostatni... Potem sobie pójdę, przysięgam.
Odwróciła się w moim kierunku wyraźnie zrezygnowana. Nie miała wyboru. Musiała mnie wysłuchać.
- No dobrze. Ten ostatni raz mogę zrobić wyjątek. Mów co masz do powiedzenia, tylko szybko.
Wziąłem głęboki oddech.
- Ja i Colly... Poznaliśmy się dwa lata temu... Nie sądziłem, że między nami kiedykolwiek do czegokolwiek dojdzie. Ona... uratowała mi życie. Mało brakowało, a bym się zabił. A potem pojawiłaś się ty, słodka Suzanne. Nie sądziłem, że mnie pokochasz, że tak to się skończy. Proszę cię, postaraj się mnie zrozumieć.
- Czy to jest wszystko, co miałeś mi do powiedzenia? – Suzanne spojrzała na mnie.
W odpowiedzi spuściłem wzrok.
- Nawet się nie wysiliłeś. Właściwie nie musiałeś. Taką bajeczkę może mi wcisnąć każdy – odezwała się, robiąc złośliwą minę. – Na nic więcej cię nie stać? Fajnie wiedzieć.
Następnie odwróciła się z pogardą i zanim zdążyłem odezwać się choćby słowem, jej już nie było. Stałem w miejscu jak słup, nie będąc w stanie choćby się odwrócić. To co się stało pomiędzy nami naprawdę mnie bolało. Czułem się jak ostatni debil. Wspomnieniami wróciłem do rozmowy mojej i Suzanne z przed tygodnia. Powiedziała wtedy: „Głowa do góry. Świat się nie kończy”.
„Mój się zawalił – pomyślałem, patrząc w ziemię. – Ale to nie ma znaczenia. Przecież ona i tak mi nie uwierzy. W nic mi już nie uwierzy”.
*     *     *
- Suza, co robisz? – do pokoju weszła Maire.
Nie wiem jak rodzice mogli nadać takie okropne imię tej ładnej i inteligentnej dziewczynie.
- Piszę – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od kartki.
- Kolejną piosenkę? – zaciekawiła się.
Wszyscy, którzy mnie znali wiedzieli, że moją pasją było pisanie piosenek.
- Wydałabyś je kiedyś – mama ciągle mi to powtarzała.
- Nie mam z kim i gdzie, a poza tym one są bez sensu – odpowiadałam. – Kto by chciał słuchać takich ponurych piosenek? Uwierz mi, że nikt.
- Nie, nie Piosenka – spojrzałam na przyjaciółkę. – Tym razem nie.
- O, to co tym razem chodzi ci po głowie? – spojrzała na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nic takiego – westchnęłam. – Zwykła pisanina nastolatki.
- Stało się coś.
Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Nie, nic – pokręciłam przecząco głową. – Absolutnie nic.
- Tak, oczywiście, a ja jestem Christina Perri – Maire zachichotała.
- Ej, do piosenkarki to ty się nie porównuj – mrugnęłam do niej. – Pokłóciłam się z Louisem.
- Co takiego? – dziewczyna natychmiast przestała chichotać. – Żartujesz!
- Pokłóciłam się z Louisem – powtórzyłam spokojnie, obserwując ją. – Kiedyś musiało to nastąpić.
- O co poszło?
Jak zawsze bezpośrednia. Westchnęłam.
- O niego i tą całą... Colly.
Imię dziewczyny Louisa wypowiedziałam z nienawiścią.
- Co? O kogo? Colly? – Maire była wyraźnie zdziwiona.
- Taak... - westchnęłam. – Collumbe ona ma chyba na imię dokładnie, w skrócie Colly. Są razem od jakichś dwóch miesięcy, ale ja oczywiście dowiedziałam się o tym dopiero wczoraj.
W oczach przyjaciółki pojawiły się iskierki zwiastujące burze.
- Co za debil! – krzyknęła. – Jak on mógł cię... tak... potraktować!
- To jeszcze nic – odezwałam się. – Wiesz co on mi dzisiaj powiedział? Że on... Że nie mógł inaczej, że mnie przeprasza i w ogóle.
Maire zerwała się, lecz ja powstrzymałam ją gestem dłoni.
- To nic nie da, usiądź.
Odwróciłam wzrok. Jaka ja jestem głupia i naiwna.
- Co jest, Anne? – zapytała.
Na dźwięk tego zdrobnienia natychmiast na nią spojrzałam.
- Co jest? – powtórzyła, przyglądając mi się uważnie.
- Ja go mimo wszystko kocham – powiedziałam. – Ale jeśli on tak gra, to ja też odkryję swoje karty. Zrobię wszystko, żeby zapomnieć, rozumiesz? Wszystko. Nie chcę cierpieć, a wiem, że jeśli to zostawię to tak będzie.
- Dasz radę? – popatrzyła na mnie z troską.
- Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale spróbować zawsze warto.
Następnie pochyliłam się nad kartką.
- Nie przeszkadzam ci w takim razie. Jak się wypiszesz, to ci przejdzie.
Nawet nie zwróciłam uwagi, że wyszła. Chciałam zostać sama z własnymi myślami i moim szalonym planem.
*     *     *
„Cześć. Miałam nie pisać tej kartki, ale pokusa okazała się być silniejszą. Nie napiszę za wiele. Nie chcę się rozczulać. Kocham Cię. I właśnie dlatego, że Cię kocham chcę o Tobie zapomnieć. O Tobie, o nas, o tym wszystkim, co się pomiędzy nami stało. Wiem, że nie będzie to proste, ale chcę to zrobić dla Ciebie, siebie i dla niej.  Proszę, Ty też się postaraj. Nie zranisz jej w ten sposób. Nie odczuje Twojego cierpienia i będziecie szczęśliwi. Chcę, żeby tak było. Nie mam żalu. Już nie. Jest mi tylko przykro. Dziękuję Ci za te wszystkie chwile spędzone razem. Uważaj na siebie. Anne”.
Czytałem tą kartkę po raz setny w ciągu godziny, a po moich policzkach spływały łzy. Nie chciałem jej stracić. Nie chciałem tego, a z własnej głupoty do tego doprowadziłem. Jaki ja jestem głupi. Wstałem, wciąż ściskając kartkę w dłoni.
„Jak mnie w takim stanie zobaczy Colly... – pomyślałem z rozpaczą, wychodząc z domu. – Co ja jej powiem? Ona mnie znienawidzi. Ale w sumie, będzie miała do tego pełne prawo”.
Westchnąwszy głęboko ruszyłem w stronę domu Suzanne. Chciałem się z nią zobaczyć po raz ostatni. Chciałem po raz ostatni usłyszeć jej głos, zobaczyć jej uśmiech, wszystko po raz ostatni. Nie uszedłem jednak daleko. Zobaczyłem ją na rozwidleniu dróg. Stała, wpatrując się w tylko sobie znany punkt.
- Cześć, Suzanne – odezwałem się, starając się nadać mojemu głosowi normalny ton.
- Cześć, Louis – odwróciła się w moją stronę. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Znalazłem twoją kartkę – powiedziałem. – Bardzo... Bardzo mi przykro. Zrobię co w mojej mocy, ale tylko ze względu na ciebie i na nią. Wiedz jednak, że nie będzie mi łatwo.
- Wiem o tym – odparła. Głos miała cichy, poważny. – Stoimy na rozstaju dróg. Każde z nas od dziś pójdzie własną drogą. Kto wie, może kiedyś spotkamy się, tak jak teraz, na rozwidleniu, ale to już nie będzie to samo. Będziemy zupełnie innymi ludźmi, bogatszymi w życiowe doświadczenia, ludźmi, których zmienił świat i dalsze, nowe życie.
Spojrzałem na nią poważnie. Wiedziałem, że ma rację.
- Tak, Anne... – szepnąłem. – Masz całkowitą rację. Proszę, bądź szczęśliwa.
- Ty także – po raz ostatni podeszła i pocałowała mnie w policzek. Był to szybki, krótki pocałunek. – Pamiętaj, by zawsze złu odwdzięczać się dobrem, nie odwrotnie.
Po tych słowach oddaliła się, falując włosami. Ja natomiast stałem, gapiąc się w niebo. Rozejrzałem się dookoła w zamyśleniu. Ja też stałem na rozstaju dróg. Nie wiedziałem, czy po tym wszystkim ułoży mi się z Colly. Wszystko zależało teraz ode mnie i od niej samej. Od tego, czy dziewczyna będzie mnie kochała na tyle mocno, by wybaczyć mi głupstwa jakie popełniłem w stosunku niej i samej Anne. Jedyne co mi pozostało, to wierzyć i mieć nadzieję, że będzie dobrze i że wszystko ułoży się pomyślnie.

wtorek, 3 czerwca 2014

Chyba mnie rozkłada

Witajcie. Powiem Wam, że chyba mnie coś rozkłada. Od rana czuję się, jakby przejechał mnie jakiś tramwaj. Boli mnie gardło, w ogóle boli mnie wszystko i generalnie nie mam się najlepiej. Nawet moje fanfiction stoi w miejscu. Wczoraj oglądaliśmy z bratem Harry'ego Pottera piątkę i w rezultacie ja obejrzałam do końca, Beniamin zasnął, a dzisiaj oglądamy siódmekę, dokładniej jej pierwszą część. To jest chyba jedyny film, który razem możemy oglądać, nie kłócąc się. Nawet cud się stał i opowiadał mi, co się dzieje na ekranie hahaha. Jest coraz lepiej i nawet przeziębienie mi tak nie przeszkadza. Pisałam dzisiaj z moją kochaną Agnes, mam nadzieję, że uda jej się ze mną pojechać do Ciechocinka. O proszę, teraz rozpoczęły się poszukiwania pendriva, bo mama gdzieś go przełożyła. Tak to jest jak brat go położy na stole, a mama potem przełoży :/ OK, to chyba na tyle, smęcę tu i smęcę... Że też chce się Wam to czytać. Pzdr. Ps: Pendrive się znalazł. Był w pokoju brata ;D

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Opis dalszej częśći weekendu

Witajcie. W sobotę oglądaliśmy XFactor. Wcześniej oczywiście był grill, a na nim kiełbasa. Podczas trwania XFactora były takie emocje, że większych być nie mogło. Artem wygrał, a Marta dostała możliwość nakręcenia teledysku dzięki MTV, z czego bardzo się cieszę. W ogóle jak Artem wygrał, to wszyscy podnieśliśmy taki pisk, że masakra, nawet mama się wkręciła haha, o mało nas nie zacałowała na śmierć. Wczoraj pojechaliśmy nad rzekę Bukówkę, nad jezioro, porobiliśmy pełno zdjęć i generalnie było naprawdę fajnie. Potem graliśmy w karty, mój brat wygłupiał się z psem, to ja i kolega o mało ze śmiechu nie umarliśmy. No a dzisiaj rano kolega pojechał do szkoły, teraz siedzę z bratem i patrzymy na jakieś bajki w telewizji, bo Beniamin nie ma kanałów i jest extra. No i nie wiem, co by tu jeszcze napisać, moja wena twórcza ogranicza się dzisiaj do małej notatki. Aa, nie wiem czy już pisałam, ale zaczęłam pisać fanfiction o Lily Evans. Jeśli ktoś będzie chciał poczytać, będę mogła się podzielić, o ile napiszę coś więcej. Pozdrawiam wszystkich, życząc miłego dnia. A. J.

sobota, 31 maja 2014

Połowa weekendu za nmną :)

Hej wszystkim.
Czas nadrobić zaległości i opisać te ostatnie wydarzenia.
  Kolega przyjechał, z czego bardzo się cieszę. Oczywiście jak to ja, umierałam ze stresu. Wczoraj wzięło nam się na wspomnienia i wspominaliśmy jak to nam, na przykład koza wpadła do studni hahaha. Poza tym śmiechu było tyle, co niemiara. Wieczorem oglądaliśmy Harry'ego Pottera jedynkę na TVN-ie, bo akurat leciał i komentowaliśmy jak najęci. Dzisiaj rano jak się obudziliśmy, to zaczęliśmy dzień z Eską TV, która nam się z lekka cięła. Poza tym poszliśmy na dłuuugi spacer zwiedzić okolicę, tak że nogi to mnie jeszcze bolą, a wcześniej rozpracowaliśmy karty. Na szczęście obrajlowione. Kolega naprawdę, pokazał mi i bratu różne, bo pokera, Kuku, Oczko, ale Oczko przebija wszystkie gry hahaha. Z bratem to nałogowo potem graliśmy, a najlepsze było jak ciągle był remis. 21, 42, potem 63. Dobrze, że nie było osiemdziesiąt cztery, bo to już w ogóle byłby odjazd.
OK, na ten moment to na tyle. Kończę, pozdrawiam tych, co czytają te moje wypociny i jeszcze nie umarli z nudów.
Ps: Dostałam się do Ciechocinka na festiwal :) Cieszę się, jakbym wygrała w totka, choć o tym ostatnim to mogę sobie pomarzyć.

piątek, 30 maja 2014

W oczekiwaniu

No to czas się powoli rozkręcić. Aktualnie siedzę, gdyż mama pojechała do miasta odebrać kolegę, który ma mnie odwiedzić, a ja to się tak denerwuję, jakby to chodziło o jakiś test czy coś takiego haha. Ale tak mam zawsze jak ktoś ma mnie odwiedzić. Na pewno napiszę jak udał się weekend, a na razie kończę. Mam nadzieję, że nie umrę z nerwów. Pozdro dla wszystkich. A.J. To J. to od mojego trzeciego imienia. Julia.

Kilka słów wstępu

Hej wszystkim. Mam na imię Angelika, mam dziewiętnaście lat (jeszcze) i w tym roku ukończyłam szkołę średnią w Owińskach koło Poznania. Chociaż jestem osobą niewidomą, wcale nie utrudnia mi to życia. No dobra, są pewne wyjątki, ale o nich może później. Założyłam bloga, żeby podzielić się z Wami jak to jest, gdy się jest taką wariatką, jaką jestem ja. Moje zainteresowania? Kocham czytać książki różnego rodzaju, od fantastycznych poprzez na prawdziwych faktach czy, czasami, kryminały. Poza tym sama piszę różnego typu teksty - opowiadania, piosenki, czasami jakieś wiersze i... książki. Jeśli mi się zachce, to w przerwach pomiędzy opisami mojego nudnego życia będę wklejać jakieś krótkie teksty. To by było na ten moment chyba na tyle. Pozdrawiam wszystkich, komentarze mile widziane :)