czwartek, 14 sierpnia 2014

"Tęsknię, tatusiu"

To jest moje w ostatnim czasie napisane opowiadanie. Od niego nie napisałam na razie nic więcej, co nie zmienia faktu, że coś mi chodzi po głowie od kilku dni. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ci, którzy znają mnie bardziej zrozumieją, że ten tekst ma dwa znaczenia, to drugie dość ukryte, powiedziałabym, że sprytnie, ale jednak jest. Życzę miłej lektury i liczę na komentarze. :)

„Tęsknię, tatusiu”
Stałam przed lustrem, udając, że interesuje mnie moje własne odbicie. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Myślałam o rodzicach. Mamę widziałam tylko wieczorami, gdyż wcześniej pracowała. Tak było od dziecka. Kiedy byłam mniejsza, opiekowała się mną babcia, ale niestety zmarła, kiedy miałam dziesięć lat i od tamtej pory muszę radzić sobie sama. Taty nie miałam w ogóle. Właściwie miałam, ale nigdy go nie widziałam. Kiedy próbowałam poruszyć ten temat z mamą, albo zbywała mnie milczeniem, albo pytała o szkołę. Tak było zawsze. Po jakimś czasie przestałam pytać, jednak tęsknota za ojcem, którego nigdy nie znałam znowu powróciła. Postanowiłam dzisiaj nie odpuścić i wyciągnąć z mamy prawdę.
- Annabeth, wróciłam! - usłyszałam nagle jej wołanie.
Rzuciłam okiem na zegar wiszący na ścianie. Była ósma wieczorem. Westchnęłam i poszłam się z nią przywitać.
- Cześć, mamo.
- Cześć, córeczko. Jak minął tobie dzień?
- Jak zawsze tak samo - odparłam. - Mamo, nie mogłabyś któregoś dnia się zwolnić i chociaż jednego dnia mi poświęcić? Tęsknię za tobą. Matki moich ruwieśników jakoś znajdują dla nich czas, a ty? Od dziecka dorastam sama. Byłam w okresie dojrzewania, męczyłam się z tym sama. Jestem w okresie buntu i co? Męczę się z tym sama!
Mój głos nieznacznie się podniósł, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Wyrażałam teraz żal jaki odczuwałam.
- Rano wychodzę do szkoły, wracam do domu, a ciebie nie ma. Zakuwam do późnej nocy, a ty w ogóle się tym nie przejmujesz! A o tacie nawet nie chcesz słyszeć! Nie pomyślałaś, że chciałabym poznać prawdę? Nie jestem już małą dziewczynką, do cholery! Mamo, mam szesnaście lat! Chcę poznać prawdę! Chcę mieć prawo wypowiedzenia się!
Kobieta patrzyła na mnie wyraźnie zszokowana i lekko przestraszona moim wybuchem.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, kochanie. Bardzo bym chciała, ale nie mogę.
- Dlaczego? - zapytałam. - Podaj mi chociaż jeden konkretny argument.
- Doznałabyś wstrząsu. Mogłabym cię stracić. A tego nie chcę.
- Nie chcesz? - spojrzałam jej prosto w oczy. - Przecież nie ma cię całymi dniami, więc to, czy wracasz do pustego domu, czy do mieszkania, w którym ktoś jest nie powinno ci robić różnicy.
Byłam tak rozgoryczona i rozżalona, że ledwo miałam kontrolę nad własnymi słowami.
- Annabeth, proszę, przestań… - głos miała spokojny, ale wiedziałam, że moje słowa ją zabolały.
- Co mam przestać? Mam przestać mówić to, co czuję? Mam nie mówić prawdy?
Obie przez chwilę milczałyśmy. Ja w końcu opadłam na krzesło zrezygnowana.
- Chcę tylko poznać prawdę. Czy to tak wiele? Jeżeli mi nie powiesz, sama się dowiem. Nie żartuję. Pragnę poznać mojego tatę. Nawet nie wiem jak ma na imię, jak wygląda... Nic nie wiem.
Głos nieznacznie mi drgnął.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, córeczko. Wybacz - moja matka nadal przystawała przy swoim.
- Dobrze - westchnęłam pokonana. - W takim razie dojdę do prawdy sama. Znowu sama. W porządku, przywykłam.
Odwróciłam się i pobiegłam do swojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Nienawidziłam całego świata.
*     *     *
  Następnego dnia, kiedy mama wyszła do pracy, postanowiłam dokonać przestępstwa. Nigdy nie lubiłam grzebać w niczyich rzeczach, w mojej mamy zwłaszcza, jednak tym razem nie miałam innego wyboru. Przeszukałam szafkę, komodę, biurko, nawet zajrzałam pod łóżko, lecz nie znalazłam niczego, co by mogło zwrócić moją uwagę. Zrezygnowana udałam się do kuchni, jednak tam również nic nie znalazłam. W desperacji zajrzałam do piekarnika i aż mi szczęka opadła. Tuż przy ścianie leżała dość gruba koperta pełna listów. Odkąd sięgałam pamięcią owy piekarnik nie działał, jednak mama nigdy nie pozwoliła go wynieść na złom. Już teraz wiedziałam dlaczego. Usiadłam przy stole kuchennym i drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę. W środku były trzy listy i druga koperta. To ona była najgrubsza. Wzięłam do rąk jeden z trzech.
„Droga Sally,
Tak bardzo chciałbym zobaczyć naszą małą Beth, ale obawiam się, że nie dam rady przyjechać. Starzeję się. Przykro mi, że tak wyszło. Gdybym wiedział, nigdy bym się na to nie zgodził. Proszę, wybacz mi. Twój na zawsze oddany Wiliam”.
Nie rozumiałam. Na co nigdy by się nie zgodził? Co moja mama powinna mu wybaczyć? Patrzyłam na te litery, czując ukłucie w sercu. Pisał identycznie jak ja teraz. Sięgnęłam po drugi list.
„Kochany Wiliamie,
Nie mam Ci czego wybaczać. To nie jest Twoja wina. Nikt nie mógł tego przewidzieć. To ja przepraszam, że nie ma mnie przy Tobie, chociaż wiem, że powinnam być. Zwłaszcza teraz. Beth zrobiła się jakaś dziwna, nie umiem sobie z nią poradzić. Nie wiem już co robić. Odwiedzę Cię któregoś dnia. Twoja Sally”.
List odłożyłam, czując złość. A więc tak! Ona mogła go odwiedzać, a ja nie? Wszyscy wszystko wiedzieli, tylko nie ja! Ze mną dzieje się coś dziwnego? Oczywiście, skąd masz wiedzieć, skoro siedzisz całymi dniami w pracy! Wstałam i zaczęłam nerwowo przemieszczać się po kuchni. W końcu ponownie usiadłam, postanawiając przeczytać ostatni list, który okazał się być od mojego taty.
„Najdroższa Sally,
Dziękuję za Twoje odwiedziny. Co do Beth, mam nadzieję, że zastosowałaś się do mojej rady i zaczęłaś poświęcać jej więcej czasu. Nie powinnaś jej zaniedbywać, zwłaszcza teraz, kiedy jest w okresie buntu, gdy najbardziej potrzebuje matki. Życie, to nie tylko praca. Zawsze Ci to powtarzałem. Proszę Cię, nie skrzywdź jej, tak jak Twoi rodzice Ciebie. Ona na to nie zasłużyła. Kocham Was. Twój Wil”.
Ten list przeczytałam trzy razy i za każdym razem w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Dlaczego nigdy go nie poznałam? Dlaczego bardziej rozumiał moje położenie ojciec niż matka? Dlaczego to wszystko wyglądało tak jak wyglądało? Z westchnieniem wstałam i odłożyłam kopertę na miejsce. Było tak, jakby nikt jej nie otwierał.
„To się nazywa precyzja – pomyślałam”.
*     *     *
- Mamo, możemy porozmawiać? – spytałam, kiedy tylko się pojawiła.
Nawet nie pozwoliłam jej się rozebrać. Chciałam wiedzieć wszystko.
- Oczywiście – usiadłyśmy w pokoju. – O co chodzi?
- O tatę. O mnie, ciebie i tatę – odpowiedziałam. – Dlaczego nie mogłam go zobaczyć? Dlaczego ty mogłaś, a ja nie? Dlaczego on był jedyną osobą poza babcią, która mnie rozumiała? Dlaczego nie dostosowałaś się do jego rady? Dlaczego nie poświęcisz mi choćby jednego dnia? Mamo, czy tak trudno jest powiedzieć szefowi, że masz w domu córkę, która też cię potrzebuje? Co miały znaczyć słowa, że on cię nie ma za co przepraszać? Co zrobili twoi rodzice? W ogóle o co w tym wszystkim chodzi?
Patrzyłam na nią wyczekująco, jednak moja mama była chyba w zbyt głębokim szoku.
- Czy… Czytałaś… - stwierdzenie, nie pytanie.
- Tak, czytałam – odpowiedziałam spokojnie. – Czytałam i chcę poznać prawdę.
- Dobrze – westchnęła pokonana. – Przynieś tą kopertę, wszystko ci opowiem.
Posłusznie poszłam do piekarnika po listy. Wreszcie miałam czegoś się dowiedzieć. Gdy wróciłam do pokoju, mama zgasiła telewizor. Usiadłam.
- Kiedy się urodziłaś, dowiedzieliśmy się, że twój tata jest bardzo ciężko chory. Już wtedy dużo pracowałam, dlatego ta wiadomość bardzo nas wszystkich zmartwiła. Ani ja ani tata nie chcieliśmy, żebyś patrzyła jak z każdym dniem uchodzi z niego życie, dlatego postanowiliśmy, że zamieszkamy w różnych częściach miasta. On zamieszkał w Vauxhall,  ja zostałam tutaj. Mijały lata, a ja, jeśli tylko mogłam, odwiedzałam Twojego ojca. Bardzo się kochaliśmy i oboje marzyliśmy o dziecku, jednak jego choroba zrujnowała nam życie. Od tamtej pory zaczęłam pracować jeszcze więcej, żeby nie myśleć o tym, że Wiliam – mój mąż, a twój tata umiera.
Zamilkła na moment. Ja czekałam cierpliwie na ciąg dalszy.
- Myślałam, że pracując jakoś sobie ulżę, będzie mi łatwiej. Niestety nie. A najgorzej było, kiedy wracałam, a ty mnie o niego pytałaś. Nie mogłam ci powiedzieć. Bałam się twojej reakcji.
Zaległa cisza, a ja czułam się tak, jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi.
- Czy tata… Czy on… - głos uwiązł mi w gardle.
- Przykro mi, Beth.
To wystarczyło. Poczułam jak grunt usuwa mi się z pod nóg. Tata umarł, a ja… A mnie nie pozwolono go zobaczyć. Zaczęłam płakać. Płakałam tak, jak jeszcze nigdy i nie docierały do mnie żadne słowa pociechy, chociaż mama usiłowała mnie uspokoić.
- Proszę cię, Beth, tak mu nie pomożesz. Powinnaś zobaczyć coś jeszcze.
Wskazała na coś, czego na początku przez łzy nie widziałam. Z trudem spojrzałam na to coś, czym okazała się być druga koperta. Drżącymi rękami ją rozerwałam. W środku znalazłam dość obszerny list i plik banknotów. Dostrzegłam, że mama wpatrzyła się w telewizor, udając, że coś ją bardzo w nim interesuje. Wiedziałam, że zrobiła to tylko po to, bym mogła w spokoju przeczytać list.
„Moja ukochana córeczko,
Nie wiem, kiedy ten list trafi do Twoich rąk. Jeśli stanie się to, zanim umrę, to proszę, przekonaj mamę, żeby pozwoliła Tobie mnie odwiedzić. Jeżeli będzie to po mojej śmierci, to przeczytaj uważnie poniższe słowa.
    Widziałem Cię tylko kilka razy. Jak byłaś bardzo malutka i może troszkę starsza. Pewnie tego nie pamiętasz. Byłaś taka słodka, kiedy biegłaś do mnie, nieświadoma tego, że jestem chory. Nie przerażał Cię nawet mój wygląd. Byłaś tylko dzieckiem, więc miałaś prawo niczego nie rozumieć. Po jakimś czasie przestałem Cię odwiedzać. Nie miałem siły. Lekarze wciąż usiłowali mnie ratować, ale ja już miałem dość wszelkich operacji, badań, które były na nic. Jedyne, czego pragnąłem to umrzeć.
  Mama opowiadała mi jak rośniesz, jak się rozwijasz, chociaż z tego co było mi wiadomo, więcej wiedziała od wychowującej Cię babci niż sama widziała. Pracowała całymi dniami, chociaż tłumaczyłem jej, że przede wszystkim powinna się opiekować Tobą. Przecież pieniędzy jej nie brakowało, obie miałyście wszystko. Ale ona była uparta jak Twoi dziadkowie, którzy robili tak samo. Zostawiali małą Sally pod opieką niańki, a sami szli do pracy. Miałem nadzieję, że ona taka nie będzie. Jednak się myliłem. Gdyby nie moja choroba, bylibyśmy pewnie teraz szczęśliwą rodziną, jednak niestety, los chciał inaczej.
  Wiem, że nigdy mnie nie poznałaś, jednak proszę, mimo wszystko nigdy o mnie nie zapomnij.
Kocham Cię.
Twój zawsze Cię kochający tata.
PS. W kopercie zostawiam Ci plik banknotów. Mama opowiadała mi o Twoim największym pragnieniu. Niech ono nie będzie tylko marzeniem. Niech się spełni. Bądź najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi”.
Drżącą ręką odłożyłam list.
- Mamo… - wyszeptałam. – Dlaczego mi nigdy nie powiedziałaś?
- O czym? – zaskoczona odwróciła się w moją stronę.
- O dziadkach? Że byli tacy okrutni? No i o wszystkim?
- Nie chciałam cię martwić.
Kiwnęłam głową, schowałam list do koperty z banknotami.
- Mogę odwiedzić grób taty? – zapytałam. – Gdzie on się właściwie znajduje?
- Zawiozę cię – odezwała się mama cicho.
Pół godziny później znalazłyśmy się na miejscu, mama podprowadziła mnie do grobu, poczym oddaliła się, żeby mogła zostać z nim sama. Uklęknęłam, wpatrując się w krzyż.
- Tato… - Mój głos brzmiał dziwnie obco. – Przeczytałam Twój list. Dopiero dzisiaj… Nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Nawet nie pamiętam jak wyglądasz. Jedynie wiem, że mam charakter pisma po Tobie. Cieszę się, bo miałeś naprawdę ładne pismo. Żałuję, że Cię nie zobaczyłam. Tak bardzo Cię potrzebowałam… I nadal potrzebuję… Wiem, że patrzysz na mnie z góry… Wiem, że… bardzo mnie kochałeś… Że próbowałeś mi pomóc na odległość… Dziękuję…
Głos mi się załamał, zaczęłam płakać. Mimo łez spływających po twarzy strumieniami kontynuowałam dalej:
- Bardzo cię kocham. Tak bardzo, że nie umiem tego opisać. Nie mam żalu do ciebie. Mam tylko żal do mamy o to, że nigdy mi nie powiedziała. Gdyby zrobiła to wcześniej, może jeszcze zdążyłabym cię zobaczyć. A tak? Teraz tylko mogę patrzeć w niebo, wypatrywać cię wśród gwiazd. Wiem, że gdzieś tam jesteś i na pewno jesteś szczęśliwy. Dziękuję ci za to, że chociaż cię przy mnie nie było ciałem, to zawsze byłeś duchem. I dziękuję… za spełnienie mojego marzenia. Żałuję, że nie pojedziesz tam ze mną… Zawsze chciałam, żebyś… pojechał razem ze mną… Po prostu dziękuję ci za wszystko.
Odwróciłam się, usiłując zapanować nad kolejną falą łez.
- Jeszcze kiedyś cię odwiedzę. Obiecuję. Żegnaj, tatusiu.
Podeszłam do mamy. Obie w milczeniu wróciłyśmy do domu. Tej nocy długo nie spałam, myśląc o tacie. W końcu nad ranem zasnęłam, a ostatnie, co przemknęło mi przez myśl, to: „Tęsknię, tatusiu”.

Po prawie miesięcznej przerwie wielki comeback

Witajcie! Po prawie miesięcznej przerwie udało mi się powrócić, więc czas nadrobić zaległości, gdyż od mojego ostatniego wpisu wydarzyło się zdecydowanie za dużo. Powinnam zacząć od tego, że od osiemnastego do dwudziestego trzeciego lipca był u mnie Konrad. Mówiąc szczerze, właśnie to wydarzenie będzie głównym tematem mojego wpisu. Pewnie nie rozpiszę się tak jak kolga, chociaż nie wiem, czy on się rozpisał, bo muszę w końcu dostać się do jego bloga, w każdym razie powiem tak. To, co się działo w ciągu tych pięciu dni przejdzie chyba do historii. Dziewiętnastego w południe zachciało mi się rozbijać w wyścigówce dla widzących wszystko, co popadnie. Konrad mnie kierował, owszem, ale ja i tak miałam frajdę wjeżdżając na wszystko, co popadnie, czego skutkiem na końcu gry było to, że pozbawiłam samochód wszystkiego, czego było można hahaha. W ogóle noce pięknie zarywaliśmy, a śmiechu było co niemiara. Najlepsza była noc z dziewiętnastego na dwudziestego. Poszliśmy po południu, w sumie pod wieczór, na drobne zakupy i kupiliśmy sobie po tigerze, które potem wypiliśmy. I wtedy się zaczęło. Na początku zmorzył mnie sen i byłam pewna, że na mnie to nie zadziała, ale potem mi się odechciało spać, a po trzeciej w nocy oboje dostaliśmy takiej głupaki, że to się nie da. A wszystko przez Konrada i jego aktualizację na biegunie północnym. Przejęzyczył się po prostu i zamiast powiedzieć, że jego mama powiedziała, że on to by się nawet na biegunie północnym zaaklimatyzował, to powiedział zaktualizował i potem fama ruszyła. Matko, mówię Wam, dawno się tak nie śmiałam. Konrad w pewnym momencie stwierdził, że ten tiger tak mi zaszkodził, że nie wiem, co mówię hahhaha. Może i faktycznie miał rację? Chociaż moim skromnym zdaniem... Wcale nie było tak źle hahaha. Miałam tylko... ee... lekki odjazd. Chociaż i tak najlepsze było dwudziestego trzeciego. Wracaliśmy z CPN-u i niemal przed domem, no, może w połowie drogi złapała nas mega ulewa. Biegiem do domu szliśmy hahaha. Ale nas zmoczyło. Mówię Wam! A po wyjeździe Konrada? Stara, szara, nudna rzeczywistość. Siedzenie w domu, gapienie się w ekran laptopa... No i czasem wyjście na spacer. Ja od połowy lipca jakoś w kółko słucham 1D i nie zamierzam się z tym kryć. Tak, proszę państwa, narodziła się kolejna Dinectionerka. Wczoraj moja koleżanka stwierdziła, że nie lubi dziewczynek szalejących za Bieberem czy One Direction. Spokojnie, nie należę do tych, które by się biły o chłopaków, czy coś, ale i tak nie rozumiem jej podejścia. To jest czysta dyskriminacja. Każdy ma prawo słuchać tego, czego lubi i mieć jakieś zamiłowanie, prawda? No, ale spokojnie, we wrześniu nie dam Ci tego aż tak odczuć, Kasiu, jeśli nie zechcesz. ;D Nie będę Cię dręczyć. No i nie wiem, co by tu powiedzieć jeszcze. Mój żołądek krzyczy jeść, tak więc idę coś wrzucić na ruszt, bo inaczej wykorkuję. Znaczy może nie będzie aż tak źle, ale... okaże się. Napisałam w ostatnim czasie kilka nowych tekstów, a to jak nam z Emi odbijało i odbija pominę. Najpierw sklep z elektroniką, gdzie jest motyw o kochaniu bólu... Mmm, ciekawe, potem pan Piernik został wypierniczony przez panią Piernikową, która spierniczyła spierniczone pierniki, czy coś w tym stylu. O Matko, czego to jeszcze nie wymyśliłyśmy. :D Nasza wieczorno-nocna wena twórcza nie ma czasami granic. Za to jej dziękuję. I mojej friend od "Jogurtowej Fantazji" za jej obecność duchem i ciałem, zawsze i wszędzie. Umiesz poprawić nastrój. Naprawdę. No i w ogóle jesteś niezastąpiona. Aha, i najważniejsze. Nie wiem, czy tu pisałam o tym już, nie sądzę, że moja relacja z panem M. całkowicie wczoraj zakończyła swój żywot. Znaczy przynajmniej w sferach prywatnych. Jednak oczywiście znowu ja musiałam być tą, która to zakończy. Ale przynajmniej doczekałam się jakiegoś konkretu, dziękuję. To, że jestem teraz przygnębiona i w ogóle pominę. Kiedyś mi minie, prawda? Przecież to nie będzie trwać wiecznie. Nie może. No to by było chyba na tyle. Kończę, bo i tak napisałam mega referat. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie z nadzieją, że pojawi się jakiś komentarz. A. J.