poniedziałek, 30 czerwca 2014

Refleksje przy Enyi

Witajcie!
Wreszcie dostałam się do mojego bloga. Udało mnie się to za sprawą resetu internetu. Tak to się chyba po polsku określa.  Nie śpię od piątej przez mamę, która mnie obudziła, bo zaczęła głośno gadać i jakoś tak wyszło, że nie zmrużyłam oka.
Od wczoraj piszę z dziewczyną, która jest szalenie niesamowitą i wspaniałą fanką Enyi. Nie sądziłam, że w naszym kraju są jeszcze fani Enyi, ale tacy naprawdę prawdziwi, którzy robią wszystko, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Jak to dobrze czasami mieć maila. Apropo Enyi, to leci sobie u mnie w tle, akurat Paxdeorum, jakkolwiek się to pisze. Kolejna piosenka to Athair Ar Neahm, strasznie ją lubię. Żałuję, że nie znam irlandzkiego na tyle, żeby się nauczyć. Ale kto wie, może spróbuję? Dla chcącego nic trudnego, przecież tak mówią.
OK, kończę, bo zaraz zrobię wywód na temat Enyi i tyle będzie z tego mojego gadania.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Zamyślona J.
Ps. Ja bym jednak liczyła na więcej komentarzy. Wyświetleń przybywa, a komentarzy jakoś tak mało. Trochę szkoda.
Hope has a place... "Hope is home and the heart is free".
The Magic Of The Night. Wiem, że to nie święta, ale nie mogę się powstrzymać: "When the stars are in the skies, make a wish then close your eyes".

sobota, 28 czerwca 2014

Co tam u mnie?

Hej wszystkim! Cóż u mnie? Właściwie, nic ciekawego. Nagrała mkolejny cover, ale jako, że wokalistce tej piosenki nie da się dorównać i w żaden sposób podrobić, to stwierdzam, że nie wyszedł on tak jak chciał, no ale... starałam się. Poza tym? Dzisiaj są wyprawiane urodziny wujka, bo miał teraz w środę, ale nie wiem w sumie jak to będzie, bo deszcz pada, no i w ogóle, masakra. I nie wiem w sumie, co poza tym. Chodzi  mi po głowie kolejny pomysł na jakąś książkę, ale co z tego wyjdzie? Nie wiem. Jeejku, mam tyle rzeczy niepokończonych, a następne do głowy mi przychodzą. Masakra. OK, na ten moment kończę. Trzymajcie się. Smutna. Jakoś tak nie wiem, dlaczego. J. Ps. Moja friend pojechała na pizzę. Ja też chcę!

piątek, 27 czerwca 2014

Przerywnik

Witajcie!
W historii mojego życia czas na drobny przerywnik.
To jest w ostatnim czasie powstały kolejny Imagin. Właściwie jeden z najnowszych. Tak, już zaczynam mówić jak Paula. 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Liczę na komentarze.
J.
Stałem nad wodą, wpatrując się w jej lustrzane odbicie. Nie wiedziałem, dlaczego znajdowałem się w tym miejscu. Od dziecka kochałem wodę. Dzięki niej czułem się spokojny, opanowany. Czego szukałem w tym odbiciu? Szczęścia? Odrobiny uśmiechu? A może miłości? Właśnie… Miłość… Co to właściwie było? Nigdy nie miałem okazji się o tym przekonać, bo żadna dziewczyna nie chciała ze mną być. Powoli ruszyłem w stronę roweru, który postawiłem nie opodal, po czym wsiadłem na niego i odjechałem.
*     *     *
Nadeszła noc. Piękna, gwieździsta noc. Wyszedłem w ciemność i usiadłem, by popatrzeć w gwiazdy. Uwielbiałem gwiazdy. Były takie piękne i… spełniały życzenia. Podobno. Tego nie wiedziałem, bo nigdy nie próbowałem poprosić o spełnienie żadnego z moich życzeń. A może czas to zmienić? Wpatrzyłem się w spadającą gwiazdę, po chwili zamknąłem oczy.
„Gwiazdko, proszę… Spraw, żebym był szczęśliwy”.
Moje jedyne marzenie. Odnaleźć swoje szczęście. Niczego więcej nie pragnąłem. Kochałem muzykę, to prawda. Ale ciągłe śpiewanie… Byłoby mi dużo raźniej, gdybym miał dla kogo wracać do domu. A nie miałem.
*    *     *
Mijały dni, a ja wciąż nie mogłem znaleźć swojego szczęścia. Wciąż byłem zamyślony, smutny… Chłopaki próbowali ze mnie wyciągnąć, co jest grane, ale nie powiedziałem im. Śmialiby się, a ja wcale nie miałem ochoty tego słuchać. Pewnego dnia szedłem ulicą, nie patrząc na ludzi, kiedy nagle poczułem, że z czymś się zderzam. Zanim uświadomiłem sobie, co się stało, usłyszałem czyjś krótki i cienki krzyk. Odskoczyłem o krok i wtedy ją zobaczyłem. Leżała na ziemi, w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. To z nią się zderzyłem. Była niska, miała długie, ciemne włosy. Pomogłem jej wstać.
- Przepra… Przepraszam… - wydukałem. – Nie chciałem…
Uśmiechnęła się.
- Nie, to moja wina – odparła. – Jestem niezdarą. Często mi się to przytrafia. Nic się nie stało.
Nie wyglądałem na przekonanego.
- Daj spokój – żachnęła się, widząc moją minę. – To naprawdę nie twoja wina.
Skinąłem tylko głową.
- Mogę się chociaż jakoś zrewanżować? – zapytałem. – Znaczy… Czy pozwolisz, że odprowadzę cię do domu?
- Pozwolę.
Ująłem ją za rękę, była ciepła i delikatna. Poczułem, że mój żołądek wykonuje salto, o ile tak mogłem to nazwać. Szliśmy przez jakiś czas w milczeniu.
- Jak masz na imię? – zapytałem w końcu.
- (TI.) – odpowiedziała. – A ty?
- Liam – odparłem, uśmiechając się.
- Ładnie – stwierdziła.
Znowu zamilkliśmy.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Zaraz naprzeciwko. Widzisz ten budynek z odrapanymi cegłami?
- Jasne – odpowiedziałem. – Nie da się go nie zauważyć.
- Tam mieszkam – rzekła, a jej twarz posmutniała nagle.
- Rozumiem.
Chciałem zapytać, co się stało, jednak nie mogłem. Zabrakło mi odwagi. Gdy dotarliśmy pod jej dom, ścisnąłem ją za rękę.
- Trzymaj się, (T.I.) – powiedziałem. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Dziękuję, Liam – odparła i odeszła, rzucając mi przez ramię jeszcze słaby uśmiech.
*     *     *
Mijały dni, a ja nie przestawałem myśleć o (T.I.). To było nierealne. Robiłem wszystko, żeby o niej nie myśleć, lecz na próżno. Kiedy śpiewałem, wyobrażałem sobie, że śpiewam jej do snu. Kiedy coś gotowałem, wyobrażałem sobie, że siedzimy razem przy stole i we dwoje jemy posiłek. Kiedy kładłem się spać, wyobrażałem sobie, że ona leży tuż obok mnie i zasypia, trzymając mnie za rękę. Mówiąc w skrócie: wszystko, co robiłem miało większy bądź mniejszy związek z tajemniczą dziewczyną.
  Pewnego dnia, nie mogąc wytrzymać, udałem się w stronę jej domu, pragnąc ujrzeć ją chociaż na chwilę. Nie zdążyłem jednak nawet tam dojść, gdyż zobaczyłem ją jak idzie w moją stronę. Szczerze mówiąc, ledwo szła. Była blada, na jej twarzy nie było cienia uśmiechu. Oczy miała podkrążone, wręcz czerwone i zapuchnięte. W ostatniej chwili ją złapałem, zanim nie osunęła się na bruk.
- (T.I.)… - wyszeptałem z przerażeniem.
Nie była w stanie mi odpowiedzieć. Nie zastanawiając się ani chwili poprowadziłem ją, niemal niosąc, do mnie do domu, gdzie pomogłem jej się położyć. Następnie okryłem ją kołdrą i usiadłem przy niej.
- Dzię… Dziękuję… - wymamrotała, a po chwili odpłynęła.
Nie rozumiałem, co się stało. Byłem przerażony jej ogólnym stanem. W milczeniu obserwowałem jej uśpioną twarz, bojąc się choćby poruszyć. Spała niespokojnie, oddech miała nierówny, niemal płytki. W końcu ostrożnie ująłem ją za rękę. Poczułem jak zaciska się kurczowo na mojej dłoni.
- Śpij… - szepnąłem. – Śpij, (T.I.). Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna. Śpij.
Pogładziłem ją delikatnie po twarzy, uśmiechając się lekko. Mój dotyk musiał ją uspokoić, oddech zwolnił, uśmiechnęła się lekko. Usadowiłem się wygodniej w fotelu, opierając głowę na jego oparciu. Po jakimś czasie zasnąłem, wciąż ściskając ją za rękę.
*     *     *
- Liam? – obudził mnie jej niepewny szept.
Moje oczy otworzyły się natychmiast, rozejrzałem się.
- Jestem – odparłem, uprzytomniwszy sobie, gdzie się znajduję i co się stało poprzedniego dnia.
- Liam, ja… chciałam… powinnam… Przepraszam… - w jej oczach zabłysły łzy.
- (T.I.) – odezwałem się łagodnie. – Nie masz mnie za co przepraszać. Nie wiem co się stało u ciebie w domu, ale… nie mogłem cię tak zostawić…
- Skąd wiedziałeś? – zapytała nagle. – Chciałam cię znaleźć. Byłeś jedyną osobą, która mi przyszła na myśl w tamtej chwili.
- Nie wiedziałem – przyznałem szczerze. – Chciałem cię tylko zobaczyć, to wszystko.
Widząc jej zdziwione spojrzenie, wyjaśniłem:
- Widzisz, (T.I.), od dnia, w którym cię przewróciłem, nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Szczerze mówiąc, to… - zawahałem się na ułamek sekundy. – Martwiłem się o ciebie. Tamtego dnia, kiedy… tak nagle posmutniałaś… chciałem zapytać, co się stało, lecz… zabrakło mi odwagi, a poza tym… uznałem, że pytanie cię o twoje osobiste sprawy nie jest na miejscu.
Uśmiechnęła się słabo.
- Moi rodzice to alkoholicy – wyznała cicho. – Mój ojciec mnie bije, matka ciągle mną pomiata. Oboje wysługują się mną jak mogą, ale ja… miałam tego dość i się sprzeciwiłam… Zaczęłam uciekać z domu… Za każdym razem, kiedy tam wracałam… Nie chciałam tam wracać… Czułam się w tym domu jak w klatce… Zresztą, nadal czuję. Wczoraj… wczoraj… uciekłam, bo… przez okno zaczęły wylatywać różne przedmioty… Garnki, talerze… butelki… Właściwie… nie mieliśmy już nic innego. Ten dom z powodzeniem można nazwać meliną. Chyba nie zauważyli, że… uciekłam… Nic nie widzieli… Ani tego, że popadam w depresję, że nie śpię po nocach, że nie jem… Że płaczę praktycznie ciągle… Dla nich nie liczyło się moje dobro. Wystarczył im alkohol, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowali. Ja też miałam się nie urodzić… Ojciec kiedyś powiedział, że… że gdyby wiedział, że się urodzi taki bachor… kazałby matce mnie usunąć. A ja tylko chciałam… być szczęśliwa…
Jej głos się załamał, odwróciła wzrok, żebym nie widział jej łez. Bez słowa ją przytuliłem. Czułem jak cała drży.
- Już dobrze, (T.I.) – szepnąłem. – Już jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie wrócisz tam więcej, słyszysz? Zamieszkasz ze mną.
- Ale… ja… nie mogę… - zaczęła. – Nie powinnam…
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci wrócić do tego piekła, że pozwolę ci popaść w jeszcze większą depresję, to się mylisz – odrzekłem spokojnie. – Chodź, powinnaś coś zjeść. No nie płacz już.
Objąłem ją mocniej ramieniem i poprowadziłem do kuchni. Teraz, kiedy już znałem jej historię, zrozumiałem wszystko. Kilka minut później postawiłem przed nią talerz pełen tostów i kubek gorącej herbaty. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
- Nie ma za co – usiadłem obok niej. – Musisz dojść do siebie.
Obserwując jak je, poczułem, że moje marzenie zaczyna się spełniać. Zrozumiałem, dlaczego nie mogłem przestać o niej myśleć. Nagle wszystko stało się jasne. Byłem po prostu zakochany. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, jednak teraz dotarło do mnie, że taka miłość również istnieje.
- Pomóż mi, Liam… - Poprosiła szeptem. – Proszę… Nie chcę… być sama…
- Pomogę ci – obiecałem. – Pomogę ci i obiecuję, że już nigdy nie będziesz sama.
Przytuliła się do mnie ufnie, a ja objąłem ją mocno.
- Kocham Cię.
Nie wiem jak to się stało, że wypowiedzieliśmy te dwa słowa jednocześnie. Przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć. Ona wyglądała podobnie.
- Liam…
- (T.I.)…
Zanim zdążyliśmy powiedzieć coś jeszcze, nasze usta się połączyły. Całowaliśmy się długo, nasze pocałunki były przemyślane i czułe. Poczułem jak ona przywiera do mnie silniej. Nie protestowałem. Wiedziałem, że brakuje jej tego tak samo jak mi. Nawet nie zorientowałem się, kiedy przenieśliśmy się do pokoju i opadliśmy na łóżko, wciąż się całując. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Dziękuję, Liam… - szepnęła, uśmiechając się.
- Nie, to ja dziękuję, (T.I.) – odparłem, całując ją delikatnie w szyję. – Dzięki tobie spełniło się moje marzenie.
Tak, to była prawda. Nareszcie odnalazłem szczęście. To szczęście, którego tak mi brakowało.

O odwiedzinach kuzynki

Hej wszystkim. Powiem Wam, że dzisiejszy wieczór był naprawdę genialny. Ćwiczyłam wokal, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Odwiedziła mnie kuzynka ze swoim... no, mężczyzną i dwójjką dzieci. Oliwia jest taka słodka. Ma sześć lat i jest ciekawska strasznie. Jakbym widziała samą siebie. Natalia jest od niej o cztery lata starsza. Aż mi się przypomniało, że jak była mała, to jak przycodziłam do cioci, to ją brałam na ręce i kręciłam w kółko, takie samolociki. Albo ganiałyśmy się wszędzie. W ogóle, bawiłyśmy się w ciuciubabkę, Oliwii spodobała się moja brajlowska maszyna, ciągle praktycznie chciała pisać. Potem pokazałam im organy... Generalnie było super. Jestem ciekawa, kiedy znowu mnie odwiedzą. OK, na ten moment kończę. Swojądrogą, martwię się o mojego Ciechocinkowego opiekuna, bo nie mam nikogo na oku. No chyba, że jeszcze... moja Agnes zdąży się obronić, ale... tracę nadzieję. Co jak nie? Muszę mieć jakiś plan B. Ale z szacunku, chodzi mi o same dziewczyny. No wiecie... Jakoś tak, bardziej wolę. Trzymajcie się.

czwartek, 26 czerwca 2014

Jak było w Warszawie?

Witajcie!
Tak jak obiecałam, czas na relację z pobytu w Warszawie.
  Wyjechałyśmy z mamą o północy. Powiem Wam, że nocne jeżdżenie pociągami, to jedna wielka porażka. Tak jak kiedyś umiałam spać, tak teraz nie potrafię. W ogóle w tamtą stronę jakiś chłopak dosłownie na mnie leżał, więc ogólnie było niewygodnie. Na miejscu byłyśmy po 06:30 rano. Potem udałyśmy się na stację metra, oczywiście po drodze mama musiała narobić pełno zdjęć. Kiedy w końcu dojechałyśmy metrem na Młociny, cokolwiek to jest, autobusem 708 pojechałyśmy na przystanek Sokołowskiego. Szczerze mówiąc, tak nierozgarniętego kierowcy to ja dawno nie widziałam. Mama się go pyta, czy bilet, jako dla mnie jest za darmo, on nie wie. Czy jedzie do Lasek? Też nie wie. No ale mniejsza. Jak dojechałyśmy, to chyba z godzinę krążyłyśmy po terenie ośrodka, zanim dotarłyśmy do "Jabłonek". W środku przywitała nas pani od niemieckiego, a pierwszą osobą, na którą się natknęłam była Kasia. Myślałam, że mi rękę zmiażdży, tak mnie ścisnęła :D Potem przyszedł historyk, mąż ich pani dyrektor, zabrał mnie i mamę do jakiejś sali. Generalnie rzecz ujmując, potem była papierologia i rozmowa wstępna. Chyba poszło mi całkiem dobrze. Tak sądzę. Wszyscy są tam naprawdę bardzo mili. A potem sięzaczęło. Gdy wyszłam, otoczyły mnie Iza, Kasia i zapowiedziały ich pani psycholog, że jeśli nie zostanę przyjęta, to ci, którzy się tym zajmują będą mieli z nimi doczynienia. A poza tym byli Kamil i Mateusz, poznałam Alę, Olę, Paulinę... Klaudię i nie wiem kogo jeszcze. A ile się naśmiałam, to się nie da. Dziwię się, że mnie szczęka nie boli, tylko nogi, od tego późniejszego łażenia po Warszawie, bo nie miałyśmy co robić, a pociąg miałyśmy za dwadzieścia pięć jedenasta. Mama co prawda spotkała się ze swoją znajomą, ale... sami wiecie jak to jest. Znaczy bardzo fajna kobieta, nie powiem. Wiecie, że wczoraj po raz pierwszy od wielu lat zjadłam zupę owocową? Generalnie to ja jej nie lubię, ale ta była na zimno, znaczy bo ostygła, więc dało się zjeść, a poza tym byłam głodna. Chociaż i tak zjadłam mało, emocje mnie trzymały i w ogóle, adrenalina, więc nawet nie czułam zmęczenia. Przy pożegnaniu chciało mi się płakać. Serio. Czułam się... Znaczy, żałowałam, że muszę jechać. Ale mam nadzieję, wierzę, że wrócę tam w wrześniu i że to będą wspaniałe dwa lata. W domu byłyśmy przed piątą nad ranem, nogi to mnie bolą jak nie wiem, przespałam prawie cały dzień, ale nie żałuję. Jestem taka szczęśliwa, było tak wspaniale. Nie wiem już, co mam mówić, pisać. Dzięki wszystkim za wszystko, było genialnie, wspaniale, niesamowicie, super, cudownie, pięknie, wyśmienicie, świetnie, mega, bosko. No, dobra, bo mi się określenia kończą hehe.
Trzymajcie się.
Pozdrawiam czytelników.
J.
Ps. Prawie bym zapomniała. W powrotnąstronę na dworcu Centralnym poznałyśmy taką panią z małym jorkiem. Koko on się wabi. Wiecie jaki śliczny i słodki? Jeejku. Jechał w tym samym wagonie co my, tylko w innym przedziale, ale niedaleko od nas, nad ranem żegnałyśmy się z tą panią i z nim. Było naprawdę fantastycznie. Jedyne, na co mogę narzekać, to na brak dostosowania do osób niewidomych. Sygnalizatorów świetlnych dźwiękowych brak, a pomiędzy pociągiem a krawężnikiem była tak duża przestrzeń, że mało brakowało, a bym wpadła. Toż ja nie mam takich długich nóg. Powiedziałam, że napiszę do prezydenta w tej sprawie.
  To na serio na tyle, trzymajcie się.

sobota, 21 czerwca 2014

Tak sobie myślę...

Witajcie. Wreszcie mam ustawiony normalny czas na moim blogu, bo wcześniej, to był jakiś dziwny. Ja nie wiem w ogóle, co to było. Jakiś Pacyfikowy coś tam czy jakoś tak. Nie wiem, bo to moja Gwiazdka przestawiała, bo dla mnie gogle jest ciężko dostępne, ale nie aż tak, żeby nie prowadzić bloga, bo to nauczyłam się ogarniać. Innymi słowy: jeszcze nie jest ze mną tak źle. Ale ja w sumie nie o tym chciałam pisać. Zastanawiam się, co hejterzy mają do tych wszystkich, którzy śpiewają. Wiecie, One Direction, Justin Bieber, Dawid Kwiatkowski, czy teraz do tych nowych, co wychodzą na rynek - Marta Bijan czy Artem Furman. Ja rozumiem, każdy ma prawo do swojego komentarza, bo przecież to, czy ktoś kogoś lubi czy nie jest kwestią gustu, tylko i wyłącznie, ale jeśli się kogoś nie lubi, to nie powinno się krytykować tych, którzy słuchają takiej właśnie muzyki albo samych piosenkarzy. Dobrym przykładem jest taki Youtube czy Facebook. Ja tam się nie przyglądałam na przykład komentarzom na Youtube, bo stwierdziłam, że szkoda moich nerwów, ale jak słyszałam, co ludzie pisali o Kwiacie pod filmikiem, na którym płakał po odpadnięciu z Tańca Z Gwiazdami, to mi szczęka opadła. Jak można było być tak bezczelnym! Za to dość sięnaczytałam komentarzy na fanpage'u Marty, która wychodziła na scenę bez uśmiechu, bo - jak sama powiedziała - nie przyszła do XFactora po to, by skakać na scenie jak małpa,al e po to, żeby śmiewać, a w piosenkach wyraża takie emocje jakie wyraża i nikt nie zmusi jej do uśmiechu. Ktoś był jednak na tyle bez serca, że napisał, że wygląda tak, jakby jej cała rodzina umarła. No to jest nie do przyjęcia! Tak jak powiedziałam, rozumiem, że można kogoś nie lubić, bo każdy ma do tego prawo, ale niech chociaż dadzą tym ludziom żyć! Znowu pod tekstem "More Than This" od One Direction ktoś napisał, że piosenka super, ale Niall śpiewa jak jakaś kaczka. I o ile na początku, jak przeczytałam ten komentarz, śmiałam się jak głupia przez dobre dziesięć minut i teraz też się lekko uśmiecham, bo to mimo wszystko było śmieszne, tak z drugiej strony zastanawiam się, czy to miało być złośliwe? Bo jeśli tak, to gościu przegiął. W sumie dobrze, znaczy czasami, że chłopacy nie znają polskiego, bo mogliby się o sobie różnych dziwnych rzeczy dowiedzieć. I ja wiem, że to, co teraz piszę nie ma większego sensu, ale muszę gdzieś przelać te myśli. Ja jakoś nie krytykuję tych, którzy słuchają Biebera, bo, nie powiem, sama czasami posłucham, nawet mam jedną ulubioną piosenkę - "As Long As You". Jest naprawdę świetna. My, ludzie, działamy na dziwnej zasadzie. Jak ktoś czegoś nie lubi, to i my uważamy, że to jest bez sensu. A to wcale nie tak. Bo każdy ma prawo słuchać czego chce, kiedy chce, gdzie chce i nikt nie może mu tego zabronić. Tak samo jak pewna osoba mnie kiedyś zapytała: "Jak Ty możesz słuchać Ellie Goulding i Eda Sheerana"? Normalnie. Ja osobiście uważam, że zarówno jak Ed, tak i Ellie są świetnymi piosenkarzami i robią to, co kochają. A to, że w mniemaniu innych Ed się drze, a Ellie ma głos jakby paliła - tak, tak kiedyś usłyszałam - to już ich problem. Ellie ma po prostu swój specyficzny, taki oryginalny wokal, który ją wyróżnia. Zresztą, to samo jest, jeśli idzie o Enyę. Wielu jej nie lubi, bo tworzy takąsmutną i melancholijną muzykę. Ale nikt chyba nie pomyślał o tym, że mogła mieć ciężkie dzieciństwo i dlatego tworzy takie, a nie inne utwory. Ona w tych piosenkach ukazuje siebie, to wszystko. Nikt nie wie o tym, że w wieku jedenastu lat trafiła do szkoły przyklasztornej, że trafiła tam nie zapytana o zdanie. Że rodzeństwo ją źle traktowało... Nikt nie wie o niej wielu rzeczy, bo o wielu rzeczach nie ma na żadnej Wikipedii, ani angielskiej ani polskiej. Ja się dowiedziałam o tym z różnych źródeł, grzebiąc po necie i znajdując artykuły, które czytałam. Zresztą nie tylko ja, bo i moja Emilia, która też bardzo lubi Enyę. Od niej dowiedziałam sięo wielu rzeczach. Więc naprawdę, już tak podsumowując, nie należy oceniać artysty po pozorach, po wyglądzie zewnętrznym. Czasem trzeba sięzagłębić i zajrzeć w jego wnętrze, by zrozumieć jego duszę artystyczną i to, dlaczego tworzy taką a nie inną muzykę, czy takie a nie inne obrazy. To tyle w tej kwestii. Przepraszam za ten wywód, ale musiałam przelać gdzieś te myśli. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. J.

Co tam u mnie?

Hej wszystkim. Co tam u mnie? Właściwie, od ostatniego posta nic się nie zmieniło. To znaczy jest o tyle ciekawiej, że scoverowałam piosenkę One Direction - More Than This i jaram się nią jak nie wiem. Nie sądziłam, że tak dobrze mogę coverować piosenki takich wykonawców jak właśnie 1D. I owszem, były dwa drobne podknięcia, ale ja się nimi nie przejmuję. Aktualnie siedzę, słucham Eda Sheerana, tylko trzy kawałki mam od niego i w sumie żałuję, bo, według mnie jest naprawdę świetlny. Eee znaczy świetny. Eeech, te przebywanie wśród zarażonych Jedaizmem :DDD Jak widać nie mogę spać, chociaż godzina jest dość późna, powiedziałabym. Moi rano jadą do lasu, znowu będę przez kilka godzin z bratem w domu. Francja wygrała 5 do 2 ze Szwajcarią. Cieszę się w sumie, bo stawiałam na nich. Wczoraj zmieniłam zakończenie mojego opowiadania "Bez tytułu", a które nazwałam po prostu "David", bo inny pomysł nie wpadł mi do głowy i bardziej mi się ono podoba. Może dlatego, że identycznie bym postąpiła w przypadku pewnej osoby, gdyby była tak łaskawa i zmądrzała. No dobra, bo gadam dzisiaj z lekka za dużo i źle ze mną. Poza tym wszystkim moje fanfiction o Lily ma trzy i pół rozdziału. Rozwija się bardzo powoli, bo męczę ją na telefonie, bo, kurczę, podpięłam dzisiaj telefon pod kompa i zapomniałam pozrzucać notatki. Tak bym na lapku teraz pociągnęła dalej, skoro i tak nie mogę spać. Taa, a potem będę odsypiać do południa. Matko, znowu się rozregulowałam. Jak wróciłam ze szkoły, to zasypiałam góra dwudziesta pierwsza, budziłam się pierwsza, druga w nocy i nie spałam potem aż do tej dwudziestej czy coś i tak codziennie, a teraz odwrotnie. Zastanawiam się, co jest gorsze. Jak myślicie? A może to jakieś objawy medyczne? Chyba naprawdę powinnam się udać z tym do lekarza. I odpowiadając na pytania: melisa nie pomaga, extra spazmina też nie, w ogóle mnie to już żadne ziółka  ie pomagają. A może znacie coś, co stosowaliście i co pomaga? Brońcie Boże, żadne dosery. Nie chcę zniszczyć sobie mózgu, choć nie powiem, to naprawdę pomaga, testowałam raz. OK, na ten moment kończę. Liczę na Wasze komentarze w tej kwestii, jeśli, oczywiście, przeczytacie. Pozdrawiam. J.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

I co ja mam powiedzieć?

Hej wszystkim. Jest godzina 21:02, a ja obiecałam, że nie będę tu smęcić. Terefere, jasne. Dobra, inaczej. Napisałam, że postaram się nie smęcić. No to się przeliczyłam. Moja koleżanka od ponad dwóch dni leży w szpitalu, bo ma pogruchotaną kostkę i jutro czeka ją operacja, a potem długa rehabilitacja. Poza tym przez prawie całą noc nie spałam. I nie, wcale nie narzekam, bo w sumie, do czwartej rano bardzo fajnie się pisało z moją kochaną pocieszycielką, która - w pewnym sensie - wyciągnęła mnie z doła. Właściwie, gdyby nie ona, już dawno bym w niego wpadła. To znaczy wczoraj, po tym co się stało. Ktoś mnie spytał, co to będzie, jeśli te osoby przypadkiem wejdą na bloga. A niech wchodzą, niech czytają i niech robią, co chcą. Mnie to ani ziębi ani parzy. Przestałam się przejmować gadaniem ludzi, którzy uważali się za takich wiernych przyjaciół, a potem tak po prostu... odeszli. Fakt, iż mnie to boli ciągle, nie wiem czy bardziej w jej przypadku czy w jego ten ból jest silniejszy, ale boli pominę, bo o tym mówić nie warto. I myślę, że w jego przypadku jest o tylegorzej, że... go kocham. Kurde, jak ja mogę być takagłupia? Ta koleżanka, która leży w szpitalu powiedziała mi, żebym nigdy nie mówiła o sobie głupia. Jak to nie, skoro tak jest? Skoro jestem głupia, bo kocham faceta, który na to uczucie nie zasłużył? Bo kochamfaceta, który potraktował mnie jak potraktował? Który traktuje mnie tak jak traktuje? Czy w tym jest jakaś logika? Oczywiście, że nie, bo niby jaka jest logika w miłości, która jest miłością nieodwzajemnioną, a raczej... Nie, sama nie wiem już, jak to nazwać. To jest jakieś takie, bez sensu. Dałabym wiele, żeby teraz ktoś tu był, przytulił. W ogóle dałabym wiele, by znalazł się taki ktoś, kto zaakceptowałby mnie taką, jaką jestem. Niby taki ktoś jest... Znaczy, bo akceptuje mnie taką jaką jestem, wspiera, no i w ogóle... Ale mnie nie o taki typ człowieka chodzi. Tak czuję i nic na to nie poradzę. Sama nie wiem, czego mi w nim brakuje. Przecież jest muzykalny, jest... chyba ładny, uśmiecha się i w ogóle, a mi i tak czegoś brakuje. Eeech, jakie my, kobiety, jesteśmy czasami wybredne. A tak poza tym? Bo w sumie to się jakoś tak refleksyjnie zrobiło i nudno, że też Wam się chce to czytać... To są tylko zwierzenia zwykłej dziewiętnastolatki, która boryka się z takimi samymi problemami, jak  większość z Was. Więc tak poza tym to odliczam do dwudziestego piątego czerwca, w sumie do dwudziestego czwartego, bo jedziemy na Drzwi Otwarte do Lasek, a jedziemy z mamą na noc, bo nie mamy innych połączeń. Dzisiaj już miałam telefon z Lasek, bo pani chciała się upewnić, czy na pewno będziemy i poinformować jakie dokumenty są potrzebne. Spotkam się z Izą, Kasią i może jeszcze z kimś znajomym? Yes yes yes, I like it :) OK, teraz na serio kończę ;) PZDR. Ps: Dzisiaj nagrałam kolejny cover. Sleep Well, My Angel. Wiem, nie wyszedł idealnie, ale... kiedyś go poprawię. Poniżej link do tej piosenki :)
http://www.youtube.com/watch?v=uFT0NR0CdfQ&feature=youtube_gdata

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozgoryczona, rozżalona, wściekła, przygnębiona i nie wiem jaka jeszcze. O ostatnich wydarzeniach

Witajcie. Nie wiem co wyjdzie z tego mojego pisania, bo ręce mi się trzęsą, no i w ogóle, ale... od początku. Nie pisałam, bo w sumie nie było konkretów. No chyba, że wspomnieć by tu o środzie, w którą i tak nic nie wyszło, bo osoba, która została oskarżona była pod wpływem alkoholu i nie mogła normalnie zeznawać. Cóż, cały tatuś :P Termin został przesunięty na dwudziestego ósmego sierpnia. Nie wiem jak ja to przeżyję. A poza  tym? Oj, poza tym to jestem smutna, rozgoryczona, rozżalona i nie wiem jaka jeszcze. Dwie osoby, które uważałam za naprawdę prawdziwych przyjaciół dogryzają mi jak mogą. Że jestem dziecinna i w ogóle, że o byle co się obrażam, że nie przyjmuję krytyki, no i takie tam. Tak się wkurzyłam, że poblokowałam ich i pousuwałam ich wszędzie, gdzię się dało, poza fb i telefonem, muszę zaraz to zrobić. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, tak jak oni nie chcą mieć nic wspólnego ze mną. A to, że serce mnie boli, że zdążyłam już wylać trochę łez, chociaż wiem, że nie powinnam, bo oni uznaliby mnie za dziecko, a poza tym nie zasłużyli na moje łzy, ale co tam. Przynajmniej mi ulżyło. Nie wiem kiedy zapomnę, tym bardziej, że do chłopaka żywiłam uczucia jakie żywiłam, ale... mam nadzieję, że kiedyś zapomnę. Na pewno mi się to uda, jeśli tylko sama będę tego chciała, a wiem, że chcę i jeśli nie zostanę z tym sama. W tej chwili przesyłam serdeczne pozdrowienia mojej Pauli, która mnie aktualnie wspiera, Emilii i Izie. Jesteście naprawdę niezastąpione. Dziękuję, że mnie wspieracie i że mnie nie odtrąciłyście. Mam nadzieję, że nigdy się nie zawiodę. Poza tym wszystkim oglądałam Mundial, wczoraj i przedwczoraj, dzisiaj już mi się nie chciało. Co za dużo to nie zdrowo :) Skończyłam "Cud". Przedwczoraj. Usiadłam i skończyłam. Pokazałam jak dotąd pięciu osobom i praktycznie wszyscy płakali. Ciekawa jestem... Może kiedyś uda mi się ją wydać? Kto wie... OK, kończę. Trzymajcie się i przepraszam, że tak smęcę. Postaram się, żeby nie było już tak ponuro. Nie pozwolę, żeby te dwie istoty zniszczyły całe moje życie, oj nie. Ja im pokażę, co to znaczy być szczęśliwym. Niech żałują, co stracili. Pozdrawiam moich czytelników serdecznie. J.

wtorek, 10 czerwca 2014

Zżera mnie stres

Witajcie. Jest coraz bliżej jutra, a co za tym idzie, ja coraz bardziej się stresuję. Wiem, że nie powinnam, ale boję się, że coś się nie uda. Wiecie, nasze polskie sądy są straszne. To znaczy może nie tyle straszne, co... czasami pracują tam dziwni ludzie. A poza tym? Nic nowego w sumie. Sięgłam po kolejny trudny kawałek - Tota Eclipse Of The Heart. Nie wiem co z tego wyjdzie, bo ten kawałek należy do naprawdę trudnych, ale... kocham ciężkie kalibry. Jutro na pewno napiszę jak już będzie po wszystkim, o ile wszystko rozwiąże się tak jak powinno. Wczoraj oglądałam trzecią część Harry'ego, moje fanfiction w ogóle posuwa się do przodu, tak więc... jest prawie dobrze. OK, kończę, bo piszę bez ładu i składu i wychodzą z tego potworne bzdury. Trzymajcie się. Smutna, ale z nadzieją, gdzieś na dnie.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Po kilku dniach nieobecności

Witajcie. No i jak się spodziewałam. Ro złożyło mnie. Bodajże w czwartek miałam gorączkę, ale mama od razu zaaplikowała mi odpowiednie leki i dzisiaj męczę się z katarem, drobnym kaszlem i lekką chrypką. Tak poza tym? Ruszyłam z moim fanfiction, w między czasie dotarły do mnie wieści o działaniach związanych z moim wywiadem, którego udzielałam koleżankom ze studiów ;) Coraz biżej jedenasty, a ja się denerwuję coraz bardziej. To naprawdę okropne. Oby si wszystko dobrze skończyło. I nie wiem o czym tu jeszcze by tu pisać. Aaa, niemal lbym zapomniała. Posunęłam się z moim fanfiction. Znaczy o tyle, że mam cały pierwszy rozdział. No i to na tyle. Trzymajcie się, pozdrawiam.

środa, 4 czerwca 2014

"Na rozstaju"

Witajcie.
"Narozstaju" jest to jedno z moich opowiadań napisanych w ostatnim czasie. Nawiązuje do sytuacji, która wydarzyła się w moim życiu. Jestem ciekawa co o tej historii powiecie.
Wszelkie komentarze mile widziane.
Pozdrawiam.
J.
„Na rozstaju”
Powiedziałaś kiedyś: „Głowa do góry. Świat się nie kończy”. Mój jednak już dawno się zawalił.
*     *     *
- Suzanne, Suzanne, poczekaj! Pozwól mi wyjaśnić! – krzyczałem, starając się ją dogonić.
- Wyjaśnić?  Niby co? – odwróciła się w moją stronę, a jej długie blond włosy zafalowały na wietrze.
- Bo to nie tak. Ja wcale nie chciałem... żeby tak wyszło.
- Tak, jasne, a ja mam w to uwierzyć? – obrzuciła mnie surowym spojrzeniem. – Obiecałeś mi, prawda? No powiedz. Obiecałeś, że nigdy nie odejdziesz, że nigdy nie będę sama. Zaufałam ci. Zaufałam jak nikomu innemu, a ty tak po prostu to zniszczyłeś.
- Ale... Anne, to wcale nie tak. Proszę, pozwól mi... Chociaż raz mnie wysłuchaj.
- Zawsze cię słucham – przypomniała cierpko. – A raczej słuchałam. Bo teraz nie zamierzam.
Odwróciła się, by odejść.
- Poczekaj, proszę – w akcie desperacji złapałem ją za ramię. – Wysłuchaj mnie ten ostatni raz. Tylko ten ostatni... Potem sobie pójdę, przysięgam.
Odwróciła się w moim kierunku wyraźnie zrezygnowana. Nie miała wyboru. Musiała mnie wysłuchać.
- No dobrze. Ten ostatni raz mogę zrobić wyjątek. Mów co masz do powiedzenia, tylko szybko.
Wziąłem głęboki oddech.
- Ja i Colly... Poznaliśmy się dwa lata temu... Nie sądziłem, że między nami kiedykolwiek do czegokolwiek dojdzie. Ona... uratowała mi życie. Mało brakowało, a bym się zabił. A potem pojawiłaś się ty, słodka Suzanne. Nie sądziłem, że mnie pokochasz, że tak to się skończy. Proszę cię, postaraj się mnie zrozumieć.
- Czy to jest wszystko, co miałeś mi do powiedzenia? – Suzanne spojrzała na mnie.
W odpowiedzi spuściłem wzrok.
- Nawet się nie wysiliłeś. Właściwie nie musiałeś. Taką bajeczkę może mi wcisnąć każdy – odezwała się, robiąc złośliwą minę. – Na nic więcej cię nie stać? Fajnie wiedzieć.
Następnie odwróciła się z pogardą i zanim zdążyłem odezwać się choćby słowem, jej już nie było. Stałem w miejscu jak słup, nie będąc w stanie choćby się odwrócić. To co się stało pomiędzy nami naprawdę mnie bolało. Czułem się jak ostatni debil. Wspomnieniami wróciłem do rozmowy mojej i Suzanne z przed tygodnia. Powiedziała wtedy: „Głowa do góry. Świat się nie kończy”.
„Mój się zawalił – pomyślałem, patrząc w ziemię. – Ale to nie ma znaczenia. Przecież ona i tak mi nie uwierzy. W nic mi już nie uwierzy”.
*     *     *
- Suza, co robisz? – do pokoju weszła Maire.
Nie wiem jak rodzice mogli nadać takie okropne imię tej ładnej i inteligentnej dziewczynie.
- Piszę – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od kartki.
- Kolejną piosenkę? – zaciekawiła się.
Wszyscy, którzy mnie znali wiedzieli, że moją pasją było pisanie piosenek.
- Wydałabyś je kiedyś – mama ciągle mi to powtarzała.
- Nie mam z kim i gdzie, a poza tym one są bez sensu – odpowiadałam. – Kto by chciał słuchać takich ponurych piosenek? Uwierz mi, że nikt.
- Nie, nie Piosenka – spojrzałam na przyjaciółkę. – Tym razem nie.
- O, to co tym razem chodzi ci po głowie? – spojrzała na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nic takiego – westchnęłam. – Zwykła pisanina nastolatki.
- Stało się coś.
Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Nie, nic – pokręciłam przecząco głową. – Absolutnie nic.
- Tak, oczywiście, a ja jestem Christina Perri – Maire zachichotała.
- Ej, do piosenkarki to ty się nie porównuj – mrugnęłam do niej. – Pokłóciłam się z Louisem.
- Co takiego? – dziewczyna natychmiast przestała chichotać. – Żartujesz!
- Pokłóciłam się z Louisem – powtórzyłam spokojnie, obserwując ją. – Kiedyś musiało to nastąpić.
- O co poszło?
Jak zawsze bezpośrednia. Westchnęłam.
- O niego i tą całą... Colly.
Imię dziewczyny Louisa wypowiedziałam z nienawiścią.
- Co? O kogo? Colly? – Maire była wyraźnie zdziwiona.
- Taak... - westchnęłam. – Collumbe ona ma chyba na imię dokładnie, w skrócie Colly. Są razem od jakichś dwóch miesięcy, ale ja oczywiście dowiedziałam się o tym dopiero wczoraj.
W oczach przyjaciółki pojawiły się iskierki zwiastujące burze.
- Co za debil! – krzyknęła. – Jak on mógł cię... tak... potraktować!
- To jeszcze nic – odezwałam się. – Wiesz co on mi dzisiaj powiedział? Że on... Że nie mógł inaczej, że mnie przeprasza i w ogóle.
Maire zerwała się, lecz ja powstrzymałam ją gestem dłoni.
- To nic nie da, usiądź.
Odwróciłam wzrok. Jaka ja jestem głupia i naiwna.
- Co jest, Anne? – zapytała.
Na dźwięk tego zdrobnienia natychmiast na nią spojrzałam.
- Co jest? – powtórzyła, przyglądając mi się uważnie.
- Ja go mimo wszystko kocham – powiedziałam. – Ale jeśli on tak gra, to ja też odkryję swoje karty. Zrobię wszystko, żeby zapomnieć, rozumiesz? Wszystko. Nie chcę cierpieć, a wiem, że jeśli to zostawię to tak będzie.
- Dasz radę? – popatrzyła na mnie z troską.
- Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale spróbować zawsze warto.
Następnie pochyliłam się nad kartką.
- Nie przeszkadzam ci w takim razie. Jak się wypiszesz, to ci przejdzie.
Nawet nie zwróciłam uwagi, że wyszła. Chciałam zostać sama z własnymi myślami i moim szalonym planem.
*     *     *
„Cześć. Miałam nie pisać tej kartki, ale pokusa okazała się być silniejszą. Nie napiszę za wiele. Nie chcę się rozczulać. Kocham Cię. I właśnie dlatego, że Cię kocham chcę o Tobie zapomnieć. O Tobie, o nas, o tym wszystkim, co się pomiędzy nami stało. Wiem, że nie będzie to proste, ale chcę to zrobić dla Ciebie, siebie i dla niej.  Proszę, Ty też się postaraj. Nie zranisz jej w ten sposób. Nie odczuje Twojego cierpienia i będziecie szczęśliwi. Chcę, żeby tak było. Nie mam żalu. Już nie. Jest mi tylko przykro. Dziękuję Ci za te wszystkie chwile spędzone razem. Uważaj na siebie. Anne”.
Czytałem tą kartkę po raz setny w ciągu godziny, a po moich policzkach spływały łzy. Nie chciałem jej stracić. Nie chciałem tego, a z własnej głupoty do tego doprowadziłem. Jaki ja jestem głupi. Wstałem, wciąż ściskając kartkę w dłoni.
„Jak mnie w takim stanie zobaczy Colly... – pomyślałem z rozpaczą, wychodząc z domu. – Co ja jej powiem? Ona mnie znienawidzi. Ale w sumie, będzie miała do tego pełne prawo”.
Westchnąwszy głęboko ruszyłem w stronę domu Suzanne. Chciałem się z nią zobaczyć po raz ostatni. Chciałem po raz ostatni usłyszeć jej głos, zobaczyć jej uśmiech, wszystko po raz ostatni. Nie uszedłem jednak daleko. Zobaczyłem ją na rozwidleniu dróg. Stała, wpatrując się w tylko sobie znany punkt.
- Cześć, Suzanne – odezwałem się, starając się nadać mojemu głosowi normalny ton.
- Cześć, Louis – odwróciła się w moją stronę. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Znalazłem twoją kartkę – powiedziałem. – Bardzo... Bardzo mi przykro. Zrobię co w mojej mocy, ale tylko ze względu na ciebie i na nią. Wiedz jednak, że nie będzie mi łatwo.
- Wiem o tym – odparła. Głos miała cichy, poważny. – Stoimy na rozstaju dróg. Każde z nas od dziś pójdzie własną drogą. Kto wie, może kiedyś spotkamy się, tak jak teraz, na rozwidleniu, ale to już nie będzie to samo. Będziemy zupełnie innymi ludźmi, bogatszymi w życiowe doświadczenia, ludźmi, których zmienił świat i dalsze, nowe życie.
Spojrzałem na nią poważnie. Wiedziałem, że ma rację.
- Tak, Anne... – szepnąłem. – Masz całkowitą rację. Proszę, bądź szczęśliwa.
- Ty także – po raz ostatni podeszła i pocałowała mnie w policzek. Był to szybki, krótki pocałunek. – Pamiętaj, by zawsze złu odwdzięczać się dobrem, nie odwrotnie.
Po tych słowach oddaliła się, falując włosami. Ja natomiast stałem, gapiąc się w niebo. Rozejrzałem się dookoła w zamyśleniu. Ja też stałem na rozstaju dróg. Nie wiedziałem, czy po tym wszystkim ułoży mi się z Colly. Wszystko zależało teraz ode mnie i od niej samej. Od tego, czy dziewczyna będzie mnie kochała na tyle mocno, by wybaczyć mi głupstwa jakie popełniłem w stosunku niej i samej Anne. Jedyne co mi pozostało, to wierzyć i mieć nadzieję, że będzie dobrze i że wszystko ułoży się pomyślnie.

wtorek, 3 czerwca 2014

Chyba mnie rozkłada

Witajcie. Powiem Wam, że chyba mnie coś rozkłada. Od rana czuję się, jakby przejechał mnie jakiś tramwaj. Boli mnie gardło, w ogóle boli mnie wszystko i generalnie nie mam się najlepiej. Nawet moje fanfiction stoi w miejscu. Wczoraj oglądaliśmy z bratem Harry'ego Pottera piątkę i w rezultacie ja obejrzałam do końca, Beniamin zasnął, a dzisiaj oglądamy siódmekę, dokładniej jej pierwszą część. To jest chyba jedyny film, który razem możemy oglądać, nie kłócąc się. Nawet cud się stał i opowiadał mi, co się dzieje na ekranie hahaha. Jest coraz lepiej i nawet przeziębienie mi tak nie przeszkadza. Pisałam dzisiaj z moją kochaną Agnes, mam nadzieję, że uda jej się ze mną pojechać do Ciechocinka. O proszę, teraz rozpoczęły się poszukiwania pendriva, bo mama gdzieś go przełożyła. Tak to jest jak brat go położy na stole, a mama potem przełoży :/ OK, to chyba na tyle, smęcę tu i smęcę... Że też chce się Wam to czytać. Pzdr. Ps: Pendrive się znalazł. Był w pokoju brata ;D

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Opis dalszej częśći weekendu

Witajcie. W sobotę oglądaliśmy XFactor. Wcześniej oczywiście był grill, a na nim kiełbasa. Podczas trwania XFactora były takie emocje, że większych być nie mogło. Artem wygrał, a Marta dostała możliwość nakręcenia teledysku dzięki MTV, z czego bardzo się cieszę. W ogóle jak Artem wygrał, to wszyscy podnieśliśmy taki pisk, że masakra, nawet mama się wkręciła haha, o mało nas nie zacałowała na śmierć. Wczoraj pojechaliśmy nad rzekę Bukówkę, nad jezioro, porobiliśmy pełno zdjęć i generalnie było naprawdę fajnie. Potem graliśmy w karty, mój brat wygłupiał się z psem, to ja i kolega o mało ze śmiechu nie umarliśmy. No a dzisiaj rano kolega pojechał do szkoły, teraz siedzę z bratem i patrzymy na jakieś bajki w telewizji, bo Beniamin nie ma kanałów i jest extra. No i nie wiem, co by tu jeszcze napisać, moja wena twórcza ogranicza się dzisiaj do małej notatki. Aa, nie wiem czy już pisałam, ale zaczęłam pisać fanfiction o Lily Evans. Jeśli ktoś będzie chciał poczytać, będę mogła się podzielić, o ile napiszę coś więcej. Pozdrawiam wszystkich, życząc miłego dnia. A. J.