W poniedziałek rano wylądowałam w szpitaliku z gorączką - 38,5, ale żyję. Teraz jest obecnie ze mną dużo lepiej, chociaż do wczorajszego poranka, to miałam obawy, czy aby wytrwam w Poznaniu na koncercie. Ale wytrwałam. Było fantastycznie. Śpiewali moi znajomi (można tak powiedzieć) - pani Alina i pan Krzysztof, których pamiętam jeszcze z wyjazdów zespołowych. A potem takie fajne trio, ale nie powiem Wam, co to było za trio, bo - wierzcie albo i nie - ale nie pamiętam. W każdym razie genialne. Nawet byłam widzana przez Groszka, ale nie zobaczyłyśmy się. Szkoda. No i to chyba tyle. Jutro mam tomografię, zaraz święta... Jakoś się na nie nie cieszę, ale... to chyba normalne.
Pozdrawiam.
A.
P.S. Jedyne, co rozbiło mój system, to fakt, że prawdopodobnie Zayn odszedł z 1D. Straszne. Straszne i smutne.
P.S2. Jak mogłam nie napisać o tym, że wczoraj spotkałam Kondzia, bo akurat przejeżdżałyśmy z mamą przez Owińska i potem, jako że go odwoziłyśmy, a ja musiałam odebrać moje rzeczy, to weszłam na chwilę do osrodka. Znam jego zakamarki na pamięć hahaha.
Pozdrawiam jeszcze raz.
A.