czwartek, 17 lipca 2014

Zostałam przyjęta i co jeszcze?

Witajcie! Jakby to rzec, nie będę się zbytnio rozwodzić, gdyż jestem z zbyt wielkiej euforii, by to czynić. Po pierwsze: zostałam przyjęta, wiem to oficjalnie, tak więc w sobotę wieczorem wyruszam do nowej szkoły za prawie czterdzieści cztery dni. A poza tym wszystkim? W sumie, chyba nic nowego. Powoli i do przodu, jutro kolejny gość, tym razem Konrad, chyba będzie u mnie do środy, z czego się cieszę. Będzie ciekawy a long weekend. Znaczy no. Matko, ja to mam jazdy. Poza tym moja friend gdzieś sobie pojechała, no i jakoś tak pusto, a poza tym... krasnoludki mnie i kolegi nie lubią. No, znaczy, bo on do mnie dzwonił, ale jakoś tak połączeń żadnych. OK, kończę, bo piszę totalne bzdury. Trzymajcie się. J.

wtorek, 15 lipca 2014

Nocne narzekania nastolatki

Hej wszystkim. Ta godzina, a ja nie śpię. Dlaczego? Dobre pytanie. Wena mnie opuściła, już chyba od prawie miesiąca nie mogę nic napisać. Moim ostatnim dziełem był "Harry" pisany w dzień przed wyjazdem na Drzwi Otwarte do Warszawy. A ja tak strasznie chciałabym pisać. Pragnę móc wylewać moje myśli na papier, klawiaturę, gdziekolwiek. To mnie uspokaja, oczyszcza umysł. Nawet pisanie dziennika... Tego też nie mogę, choć może by mi i to pomogło. A może faktycznie skorzystać z pomysłu mojej Friend i napisać książkę o sobie? Nie o kimś, a po prostu o sobie, o zwykłej nastolatce, która pragnie być tylko szczęśliwą? Jak myślicie? Może to jakiś pomysł? Tak, pomysł jest, tylko jak się za niego zabrać? Tego jeszcze nie wiem, ale jakoś to ugryzę. Muszę. Muszęw końcu coś zrobić. Swoją drogą, skończyłam książkę "Percy Jackson i Złodziej pioruna", nie wiem czy Wam o tym pisałam, polecam w każdym razie. Za niedługo wezmę sięza "Morze potworów", a teraz idę chyba spać. Jakaśtaka przygnębiona. A.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Po długiej przerwie. Czas nadrobić zaległości

Witajcie! Zaniedbałam Was, wiem. Ale już to naprawiam. Przez tydzień ponad nie miałam internetu, stąd brak jakiegokolwiek odzewu.
Moje plany Ciechocinkowe uległy gwałtownej zmianie. Nie powiem, żałuję. Ale jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze. Tak to chyba jakoś było. Po prostu pewne okoliczności sprawiły, że nic z tego nie wyszło. Nie dość, że pewne sprawy wrodzinie, to jeszcze ja zdążyłam narobić wszystkim niezłego bigosu, a dokładniej ujmując napędzić wszystkim strachu.
  Zacznijmy od tego, że w sobotę tydzień temu przyjechała do mnie ta wariatka, która miała wypadek z tą nogą i ta, która była na tyle nierozsądna, że ściągnęła sobie gips po dwóch i pół tygodnia noszenia go. Wszyscy ją za to opierniczyliśmy, bo nie powinna tego robić, ale to nieważne.
W środę coś po trzynastej, koło czternastej zaczęłam narzekać na potworny ból głowy, ale tak potworny, że myślałam, że nie wytrzymam. Mamy nie było, bo pojechała do miasta, więc leżałam i czekałam. Milena chciała dać mi ketonal, ale kategorycznie odmówiłam, bo nigdy tego badziewia nie brałam. Kiedy przyjechała mama, od razu dała mi dwa apapy, które dały niewiele. Potem wkurzyłam się i poprosiłam ją o okład, który potem co pięć minut obracałam, bo do tego byłam cała rozpalona i miałam gorączkę. Wieczorem, coś koło dwudziestej minęło niby, ale jak zasnęłam, to znowu wróciło. W nocy obudziłam się po drugiej z takim bólem, że aż łzy mi leciały. Milena dała mi w końcu pół ketonalu. Chciała mi dać cały, ale ja zgodziłam się tylko na pół. Zasnęłam po jakichś dwóch godzinach. Rano, po dziesiątej wstałam, poszłam do łazienki, gdzie chciało mi się wymiotować. Potem weszłam do kuchni, oni zaczęli mi gadać o stojącej grzywce, a ja do nich: "Słabo... mi" i lecę. Podobno wyglądałam jak papier. Mama z Mileną zbladły, tylko wujek zachował zimną krew. Przeciągnęli mnie do łazienki, mama najpierw chciała dzwonić na pogotowie, ale zanim by przyjechali... Zadzwoniła do naszej pani doktor rodzinnej. Przyjechała po pięciu minutach, dosłownie. Zostawiła cały ośrodek, bo pilna interwencja i przyjechała z dwoma pielęgniarkami, gdzie z reguły przyjeżdżała z jedną. Przeprowadziły mnie do pokoju, położyły na łóżku, zaraz uchyliły okno, zmierzyły mi ciśnienie, pobrały cukier, wszystko miałam na szczęście w normie. Potem lekarka zapytała mamę, czy ma pepsi. Mama mówi, że nie, alae ma colę. To mogła być. Bo wiadomo, cola, cukier, kofeina. Napiłam się tej coli, pielęgniarka dała mi domięśniowo ketonal... Wrr, ale bolało, wypiłam tą resztę coli i... no, kilka godzin później zrobiło się dobrze. W piątek mnie tylko głowa trochę bolała, ale generalnie żyję. Fakt, że czułam się, jakbym szła na tamten świat pominę, ale powiem Wam, że nigdy więcej tak nie chcę się czuć. Nikt w sumie nie wie dlaczego i skąd się to wzięło, w każdym razie opcja najbardziej prawdopodobna jest taka, że to z przegrzania organizmu. To przynajmniej moich zmotywowało do postawienia mi wiatraka w pokoju. Mama z bratem są na wakacjach, ja czekam na piątek, bo ma przyjechać na kilka dni Konrad. W ogóle wkurzam się, bo minął tydzień, a z Lasek jak nie zadzwonili, tak nie zadzwonili. Jak jutro nie zadzwonią, to napiszę do mamy, niech sama się dowie, bo ja umrę z nerwów, jeśli się nie dowiem, czy na pewno zostałam przyjęta.
Swoją drogą, skoro już piszę, to powiem Wam, że jakiś czas temu przeczytałam bardzo, ale to bardzo ciekawą książkę. John Green - "Gwiazd naszych wina". Opowiada ona o dziewczynie, która ma na imię Hazel Grace, ma szesnaście lat i choruje na raka płuc. Punkt zwrotny w jej życiu następuje, gdy w grupie wsparcia, do której uczęszcza poznaje chłopaka o imieniu Augustus. Naprawdę Wam tę ksiażkę polecam. Ja się i śmiałam i płakałam. Oto kilka cytatów, które mnie ujęły bądź rozbawiły:
"- Boję się zapomnienia - wyznał bez chwili wahania. - Boję się tego niczym ślepiec ciemności".
"- Może "Okay" będzie naszym zawsze?"
"- Ludzie przyzwyczajają się do piękna.
- Ja się do ciebie jeszcze nie przyzwyczaiłem - odrzekł z uśmiechem".
„Czasami wydaje się, że wszechświat chce zwrócić na siebie uwagę".
"- Wstawaj, ty tłusty, brzydki starcze! - krzyknęłam
- Powiedziałaś mu, że jest brzydki? - zainteresował się Augustus.
- Graj dalej - ponagliłam go.
- Nie jesstem pszytki. To ty jessteś pszytka, ty ciefczyno ss rurką w nosie.
- Jesteś pan tchórzem! - zagrzmiałam, a Augustus wypadł z roli i zaśmiał się".
"Wszyscy ci przyjaciele pojawiają się, jak już nie potrzebujemy przyjaciół".
Naprawdę Wam polecam tą książkę. Jest piękna.
A teraz kończę.
Pozdrawiam.
J.