środa, 4 czerwca 2014

"Na rozstaju"

Witajcie.
"Narozstaju" jest to jedno z moich opowiadań napisanych w ostatnim czasie. Nawiązuje do sytuacji, która wydarzyła się w moim życiu. Jestem ciekawa co o tej historii powiecie.
Wszelkie komentarze mile widziane.
Pozdrawiam.
J.
„Na rozstaju”
Powiedziałaś kiedyś: „Głowa do góry. Świat się nie kończy”. Mój jednak już dawno się zawalił.
*     *     *
- Suzanne, Suzanne, poczekaj! Pozwól mi wyjaśnić! – krzyczałem, starając się ją dogonić.
- Wyjaśnić?  Niby co? – odwróciła się w moją stronę, a jej długie blond włosy zafalowały na wietrze.
- Bo to nie tak. Ja wcale nie chciałem... żeby tak wyszło.
- Tak, jasne, a ja mam w to uwierzyć? – obrzuciła mnie surowym spojrzeniem. – Obiecałeś mi, prawda? No powiedz. Obiecałeś, że nigdy nie odejdziesz, że nigdy nie będę sama. Zaufałam ci. Zaufałam jak nikomu innemu, a ty tak po prostu to zniszczyłeś.
- Ale... Anne, to wcale nie tak. Proszę, pozwól mi... Chociaż raz mnie wysłuchaj.
- Zawsze cię słucham – przypomniała cierpko. – A raczej słuchałam. Bo teraz nie zamierzam.
Odwróciła się, by odejść.
- Poczekaj, proszę – w akcie desperacji złapałem ją za ramię. – Wysłuchaj mnie ten ostatni raz. Tylko ten ostatni... Potem sobie pójdę, przysięgam.
Odwróciła się w moim kierunku wyraźnie zrezygnowana. Nie miała wyboru. Musiała mnie wysłuchać.
- No dobrze. Ten ostatni raz mogę zrobić wyjątek. Mów co masz do powiedzenia, tylko szybko.
Wziąłem głęboki oddech.
- Ja i Colly... Poznaliśmy się dwa lata temu... Nie sądziłem, że między nami kiedykolwiek do czegokolwiek dojdzie. Ona... uratowała mi życie. Mało brakowało, a bym się zabił. A potem pojawiłaś się ty, słodka Suzanne. Nie sądziłem, że mnie pokochasz, że tak to się skończy. Proszę cię, postaraj się mnie zrozumieć.
- Czy to jest wszystko, co miałeś mi do powiedzenia? – Suzanne spojrzała na mnie.
W odpowiedzi spuściłem wzrok.
- Nawet się nie wysiliłeś. Właściwie nie musiałeś. Taką bajeczkę może mi wcisnąć każdy – odezwała się, robiąc złośliwą minę. – Na nic więcej cię nie stać? Fajnie wiedzieć.
Następnie odwróciła się z pogardą i zanim zdążyłem odezwać się choćby słowem, jej już nie było. Stałem w miejscu jak słup, nie będąc w stanie choćby się odwrócić. To co się stało pomiędzy nami naprawdę mnie bolało. Czułem się jak ostatni debil. Wspomnieniami wróciłem do rozmowy mojej i Suzanne z przed tygodnia. Powiedziała wtedy: „Głowa do góry. Świat się nie kończy”.
„Mój się zawalił – pomyślałem, patrząc w ziemię. – Ale to nie ma znaczenia. Przecież ona i tak mi nie uwierzy. W nic mi już nie uwierzy”.
*     *     *
- Suza, co robisz? – do pokoju weszła Maire.
Nie wiem jak rodzice mogli nadać takie okropne imię tej ładnej i inteligentnej dziewczynie.
- Piszę – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od kartki.
- Kolejną piosenkę? – zaciekawiła się.
Wszyscy, którzy mnie znali wiedzieli, że moją pasją było pisanie piosenek.
- Wydałabyś je kiedyś – mama ciągle mi to powtarzała.
- Nie mam z kim i gdzie, a poza tym one są bez sensu – odpowiadałam. – Kto by chciał słuchać takich ponurych piosenek? Uwierz mi, że nikt.
- Nie, nie Piosenka – spojrzałam na przyjaciółkę. – Tym razem nie.
- O, to co tym razem chodzi ci po głowie? – spojrzała na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nic takiego – westchnęłam. – Zwykła pisanina nastolatki.
- Stało się coś.
Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Nie, nic – pokręciłam przecząco głową. – Absolutnie nic.
- Tak, oczywiście, a ja jestem Christina Perri – Maire zachichotała.
- Ej, do piosenkarki to ty się nie porównuj – mrugnęłam do niej. – Pokłóciłam się z Louisem.
- Co takiego? – dziewczyna natychmiast przestała chichotać. – Żartujesz!
- Pokłóciłam się z Louisem – powtórzyłam spokojnie, obserwując ją. – Kiedyś musiało to nastąpić.
- O co poszło?
Jak zawsze bezpośrednia. Westchnęłam.
- O niego i tą całą... Colly.
Imię dziewczyny Louisa wypowiedziałam z nienawiścią.
- Co? O kogo? Colly? – Maire była wyraźnie zdziwiona.
- Taak... - westchnęłam. – Collumbe ona ma chyba na imię dokładnie, w skrócie Colly. Są razem od jakichś dwóch miesięcy, ale ja oczywiście dowiedziałam się o tym dopiero wczoraj.
W oczach przyjaciółki pojawiły się iskierki zwiastujące burze.
- Co za debil! – krzyknęła. – Jak on mógł cię... tak... potraktować!
- To jeszcze nic – odezwałam się. – Wiesz co on mi dzisiaj powiedział? Że on... Że nie mógł inaczej, że mnie przeprasza i w ogóle.
Maire zerwała się, lecz ja powstrzymałam ją gestem dłoni.
- To nic nie da, usiądź.
Odwróciłam wzrok. Jaka ja jestem głupia i naiwna.
- Co jest, Anne? – zapytała.
Na dźwięk tego zdrobnienia natychmiast na nią spojrzałam.
- Co jest? – powtórzyła, przyglądając mi się uważnie.
- Ja go mimo wszystko kocham – powiedziałam. – Ale jeśli on tak gra, to ja też odkryję swoje karty. Zrobię wszystko, żeby zapomnieć, rozumiesz? Wszystko. Nie chcę cierpieć, a wiem, że jeśli to zostawię to tak będzie.
- Dasz radę? – popatrzyła na mnie z troską.
- Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale spróbować zawsze warto.
Następnie pochyliłam się nad kartką.
- Nie przeszkadzam ci w takim razie. Jak się wypiszesz, to ci przejdzie.
Nawet nie zwróciłam uwagi, że wyszła. Chciałam zostać sama z własnymi myślami i moim szalonym planem.
*     *     *
„Cześć. Miałam nie pisać tej kartki, ale pokusa okazała się być silniejszą. Nie napiszę za wiele. Nie chcę się rozczulać. Kocham Cię. I właśnie dlatego, że Cię kocham chcę o Tobie zapomnieć. O Tobie, o nas, o tym wszystkim, co się pomiędzy nami stało. Wiem, że nie będzie to proste, ale chcę to zrobić dla Ciebie, siebie i dla niej.  Proszę, Ty też się postaraj. Nie zranisz jej w ten sposób. Nie odczuje Twojego cierpienia i będziecie szczęśliwi. Chcę, żeby tak było. Nie mam żalu. Już nie. Jest mi tylko przykro. Dziękuję Ci za te wszystkie chwile spędzone razem. Uważaj na siebie. Anne”.
Czytałem tą kartkę po raz setny w ciągu godziny, a po moich policzkach spływały łzy. Nie chciałem jej stracić. Nie chciałem tego, a z własnej głupoty do tego doprowadziłem. Jaki ja jestem głupi. Wstałem, wciąż ściskając kartkę w dłoni.
„Jak mnie w takim stanie zobaczy Colly... – pomyślałem z rozpaczą, wychodząc z domu. – Co ja jej powiem? Ona mnie znienawidzi. Ale w sumie, będzie miała do tego pełne prawo”.
Westchnąwszy głęboko ruszyłem w stronę domu Suzanne. Chciałem się z nią zobaczyć po raz ostatni. Chciałem po raz ostatni usłyszeć jej głos, zobaczyć jej uśmiech, wszystko po raz ostatni. Nie uszedłem jednak daleko. Zobaczyłem ją na rozwidleniu dróg. Stała, wpatrując się w tylko sobie znany punkt.
- Cześć, Suzanne – odezwałem się, starając się nadać mojemu głosowi normalny ton.
- Cześć, Louis – odwróciła się w moją stronę. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Znalazłem twoją kartkę – powiedziałem. – Bardzo... Bardzo mi przykro. Zrobię co w mojej mocy, ale tylko ze względu na ciebie i na nią. Wiedz jednak, że nie będzie mi łatwo.
- Wiem o tym – odparła. Głos miała cichy, poważny. – Stoimy na rozstaju dróg. Każde z nas od dziś pójdzie własną drogą. Kto wie, może kiedyś spotkamy się, tak jak teraz, na rozwidleniu, ale to już nie będzie to samo. Będziemy zupełnie innymi ludźmi, bogatszymi w życiowe doświadczenia, ludźmi, których zmienił świat i dalsze, nowe życie.
Spojrzałem na nią poważnie. Wiedziałem, że ma rację.
- Tak, Anne... – szepnąłem. – Masz całkowitą rację. Proszę, bądź szczęśliwa.
- Ty także – po raz ostatni podeszła i pocałowała mnie w policzek. Był to szybki, krótki pocałunek. – Pamiętaj, by zawsze złu odwdzięczać się dobrem, nie odwrotnie.
Po tych słowach oddaliła się, falując włosami. Ja natomiast stałem, gapiąc się w niebo. Rozejrzałem się dookoła w zamyśleniu. Ja też stałem na rozstaju dróg. Nie wiedziałem, czy po tym wszystkim ułoży mi się z Colly. Wszystko zależało teraz ode mnie i od niej samej. Od tego, czy dziewczyna będzie mnie kochała na tyle mocno, by wybaczyć mi głupstwa jakie popełniłem w stosunku niej i samej Anne. Jedyne co mi pozostało, to wierzyć i mieć nadzieję, że będzie dobrze i że wszystko ułoży się pomyślnie.

2 komentarze:

  1. Już otrzymałaś mój komentarz co do tego opowiadania, ale się powtórzę. To było genialne. Genialnie prawdziwe. *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe opowiadanie.
    To teraz Louis musi się postarać, żeby ułożyło mu się z Colly. Myślę, że suzanne też sobie jakoś życie ułoży.

    OdpowiedzUsuń