Witajcie!
W historii mojego życia czas na drobny przerywnik.
To jest w ostatnim czasie powstały kolejny Imagin. Właściwie jeden z najnowszych. Tak, już zaczynam mówić jak Paula.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Liczę na komentarze.
J.
Stałem nad wodą, wpatrując się w jej lustrzane odbicie. Nie wiedziałem, dlaczego znajdowałem się w tym miejscu. Od dziecka kochałem wodę. Dzięki niej czułem się spokojny, opanowany. Czego szukałem w tym odbiciu? Szczęścia? Odrobiny uśmiechu? A może miłości? Właśnie… Miłość… Co to właściwie było? Nigdy nie miałem okazji się o tym przekonać, bo żadna dziewczyna nie chciała ze mną być. Powoli ruszyłem w stronę roweru, który postawiłem nie opodal, po czym wsiadłem na niego i odjechałem.
* * *
Nadeszła noc. Piękna, gwieździsta noc. Wyszedłem w ciemność i usiadłem, by popatrzeć w gwiazdy. Uwielbiałem gwiazdy. Były takie piękne i… spełniały życzenia. Podobno. Tego nie wiedziałem, bo nigdy nie próbowałem poprosić o spełnienie żadnego z moich życzeń. A może czas to zmienić? Wpatrzyłem się w spadającą gwiazdę, po chwili zamknąłem oczy.
„Gwiazdko, proszę… Spraw, żebym był szczęśliwy”.
Moje jedyne marzenie. Odnaleźć swoje szczęście. Niczego więcej nie pragnąłem. Kochałem muzykę, to prawda. Ale ciągłe śpiewanie… Byłoby mi dużo raźniej, gdybym miał dla kogo wracać do domu. A nie miałem.
* * *
Mijały dni, a ja wciąż nie mogłem znaleźć swojego szczęścia. Wciąż byłem zamyślony, smutny… Chłopaki próbowali ze mnie wyciągnąć, co jest grane, ale nie powiedziałem im. Śmialiby się, a ja wcale nie miałem ochoty tego słuchać. Pewnego dnia szedłem ulicą, nie patrząc na ludzi, kiedy nagle poczułem, że z czymś się zderzam. Zanim uświadomiłem sobie, co się stało, usłyszałem czyjś krótki i cienki krzyk. Odskoczyłem o krok i wtedy ją zobaczyłem. Leżała na ziemi, w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. To z nią się zderzyłem. Była niska, miała długie, ciemne włosy. Pomogłem jej wstać.
- Przepra… Przepraszam… - wydukałem. – Nie chciałem…
Uśmiechnęła się.
- Nie, to moja wina – odparła. – Jestem niezdarą. Często mi się to przytrafia. Nic się nie stało.
Nie wyglądałem na przekonanego.
- Daj spokój – żachnęła się, widząc moją minę. – To naprawdę nie twoja wina.
Skinąłem tylko głową.
- Mogę się chociaż jakoś zrewanżować? – zapytałem. – Znaczy… Czy pozwolisz, że odprowadzę cię do domu?
- Pozwolę.
Ująłem ją za rękę, była ciepła i delikatna. Poczułem, że mój żołądek wykonuje salto, o ile tak mogłem to nazwać. Szliśmy przez jakiś czas w milczeniu.
- Jak masz na imię? – zapytałem w końcu.
- (TI.) – odpowiedziała. – A ty?
- Liam – odparłem, uśmiechając się.
- Ładnie – stwierdziła.
Znowu zamilkliśmy.
- Daleko stąd mieszkasz?
- Nie. Zaraz naprzeciwko. Widzisz ten budynek z odrapanymi cegłami?
- Jasne – odpowiedziałem. – Nie da się go nie zauważyć.
- Tam mieszkam – rzekła, a jej twarz posmutniała nagle.
- Rozumiem.
Chciałem zapytać, co się stało, jednak nie mogłem. Zabrakło mi odwagi. Gdy dotarliśmy pod jej dom, ścisnąłem ją za rękę.
- Trzymaj się, (T.I.) – powiedziałem. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Dziękuję, Liam – odparła i odeszła, rzucając mi przez ramię jeszcze słaby uśmiech.
* * *
Mijały dni, a ja nie przestawałem myśleć o (T.I.). To było nierealne. Robiłem wszystko, żeby o niej nie myśleć, lecz na próżno. Kiedy śpiewałem, wyobrażałem sobie, że śpiewam jej do snu. Kiedy coś gotowałem, wyobrażałem sobie, że siedzimy razem przy stole i we dwoje jemy posiłek. Kiedy kładłem się spać, wyobrażałem sobie, że ona leży tuż obok mnie i zasypia, trzymając mnie za rękę. Mówiąc w skrócie: wszystko, co robiłem miało większy bądź mniejszy związek z tajemniczą dziewczyną.
Pewnego dnia, nie mogąc wytrzymać, udałem się w stronę jej domu, pragnąc ujrzeć ją chociaż na chwilę. Nie zdążyłem jednak nawet tam dojść, gdyż zobaczyłem ją jak idzie w moją stronę. Szczerze mówiąc, ledwo szła. Była blada, na jej twarzy nie było cienia uśmiechu. Oczy miała podkrążone, wręcz czerwone i zapuchnięte. W ostatniej chwili ją złapałem, zanim nie osunęła się na bruk.
- (T.I.)… - wyszeptałem z przerażeniem.
Nie była w stanie mi odpowiedzieć. Nie zastanawiając się ani chwili poprowadziłem ją, niemal niosąc, do mnie do domu, gdzie pomogłem jej się położyć. Następnie okryłem ją kołdrą i usiadłem przy niej.
- Dzię… Dziękuję… - wymamrotała, a po chwili odpłynęła.
Nie rozumiałem, co się stało. Byłem przerażony jej ogólnym stanem. W milczeniu obserwowałem jej uśpioną twarz, bojąc się choćby poruszyć. Spała niespokojnie, oddech miała nierówny, niemal płytki. W końcu ostrożnie ująłem ją za rękę. Poczułem jak zaciska się kurczowo na mojej dłoni.
- Śpij… - szepnąłem. – Śpij, (T.I.). Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna. Śpij.
Pogładziłem ją delikatnie po twarzy, uśmiechając się lekko. Mój dotyk musiał ją uspokoić, oddech zwolnił, uśmiechnęła się lekko. Usadowiłem się wygodniej w fotelu, opierając głowę na jego oparciu. Po jakimś czasie zasnąłem, wciąż ściskając ją za rękę.
* * *
- Liam? – obudził mnie jej niepewny szept.
Moje oczy otworzyły się natychmiast, rozejrzałem się.
- Jestem – odparłem, uprzytomniwszy sobie, gdzie się znajduję i co się stało poprzedniego dnia.
- Liam, ja… chciałam… powinnam… Przepraszam… - w jej oczach zabłysły łzy.
- (T.I.) – odezwałem się łagodnie. – Nie masz mnie za co przepraszać. Nie wiem co się stało u ciebie w domu, ale… nie mogłem cię tak zostawić…
- Skąd wiedziałeś? – zapytała nagle. – Chciałam cię znaleźć. Byłeś jedyną osobą, która mi przyszła na myśl w tamtej chwili.
- Nie wiedziałem – przyznałem szczerze. – Chciałem cię tylko zobaczyć, to wszystko.
Widząc jej zdziwione spojrzenie, wyjaśniłem:
- Widzisz, (T.I.), od dnia, w którym cię przewróciłem, nie potrafiłem przestać o tobie myśleć. Szczerze mówiąc, to… - zawahałem się na ułamek sekundy. – Martwiłem się o ciebie. Tamtego dnia, kiedy… tak nagle posmutniałaś… chciałem zapytać, co się stało, lecz… zabrakło mi odwagi, a poza tym… uznałem, że pytanie cię o twoje osobiste sprawy nie jest na miejscu.
Uśmiechnęła się słabo.
- Moi rodzice to alkoholicy – wyznała cicho. – Mój ojciec mnie bije, matka ciągle mną pomiata. Oboje wysługują się mną jak mogą, ale ja… miałam tego dość i się sprzeciwiłam… Zaczęłam uciekać z domu… Za każdym razem, kiedy tam wracałam… Nie chciałam tam wracać… Czułam się w tym domu jak w klatce… Zresztą, nadal czuję. Wczoraj… wczoraj… uciekłam, bo… przez okno zaczęły wylatywać różne przedmioty… Garnki, talerze… butelki… Właściwie… nie mieliśmy już nic innego. Ten dom z powodzeniem można nazwać meliną. Chyba nie zauważyli, że… uciekłam… Nic nie widzieli… Ani tego, że popadam w depresję, że nie śpię po nocach, że nie jem… Że płaczę praktycznie ciągle… Dla nich nie liczyło się moje dobro. Wystarczył im alkohol, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowali. Ja też miałam się nie urodzić… Ojciec kiedyś powiedział, że… że gdyby wiedział, że się urodzi taki bachor… kazałby matce mnie usunąć. A ja tylko chciałam… być szczęśliwa…
Jej głos się załamał, odwróciła wzrok, żebym nie widział jej łez. Bez słowa ją przytuliłem. Czułem jak cała drży.
- Już dobrze, (T.I.) – szepnąłem. – Już jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie wrócisz tam więcej, słyszysz? Zamieszkasz ze mną.
- Ale… ja… nie mogę… - zaczęła. – Nie powinnam…
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci wrócić do tego piekła, że pozwolę ci popaść w jeszcze większą depresję, to się mylisz – odrzekłem spokojnie. – Chodź, powinnaś coś zjeść. No nie płacz już.
Objąłem ją mocniej ramieniem i poprowadziłem do kuchni. Teraz, kiedy już znałem jej historię, zrozumiałem wszystko. Kilka minut później postawiłem przed nią talerz pełen tostów i kubek gorącej herbaty. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
- Nie ma za co – usiadłem obok niej. – Musisz dojść do siebie.
Obserwując jak je, poczułem, że moje marzenie zaczyna się spełniać. Zrozumiałem, dlaczego nie mogłem przestać o niej myśleć. Nagle wszystko stało się jasne. Byłem po prostu zakochany. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, jednak teraz dotarło do mnie, że taka miłość również istnieje.
- Pomóż mi, Liam… - Poprosiła szeptem. – Proszę… Nie chcę… być sama…
- Pomogę ci – obiecałem. – Pomogę ci i obiecuję, że już nigdy nie będziesz sama.
Przytuliła się do mnie ufnie, a ja objąłem ją mocno.
- Kocham Cię.
Nie wiem jak to się stało, że wypowiedzieliśmy te dwa słowa jednocześnie. Przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć. Ona wyglądała podobnie.
- Liam…
- (T.I.)…
Zanim zdążyliśmy powiedzieć coś jeszcze, nasze usta się połączyły. Całowaliśmy się długo, nasze pocałunki były przemyślane i czułe. Poczułem jak ona przywiera do mnie silniej. Nie protestowałem. Wiedziałem, że brakuje jej tego tak samo jak mi. Nawet nie zorientowałem się, kiedy przenieśliśmy się do pokoju i opadliśmy na łóżko, wciąż się całując. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Dziękuję, Liam… - szepnęła, uśmiechając się.
- Nie, to ja dziękuję, (T.I.) – odparłem, całując ją delikatnie w szyję. – Dzięki tobie spełniło się moje marzenie.
Tak, to była prawda. Nareszcie odnalazłem szczęście. To szczęście, którego tak mi brakowało.
Podobało mi się to poowiadanie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Liam odnalazł swoje szczęście. Jak przypadkowe spotkanie może wszystko zmienic :D
Życzę weny na wiecej takich